niedziela, 3 kwietnia 2016

Specyficzność ósma

Następnego dnia wyjeżdżaliśmy na mecz więc przez trzy dni nie widziałem się z Adą. Nie chciałem dzwonić. Stwierdziłem, że lepiej pogadać twarzą w twarz.
To chyba najlepsze co wymyśliłeś od dłuższego czasu.
Kiedy w piątek około 16 wjeżdżam na parking pod jej blok i parkuje samochód widzę jakąś przepiękną dziewczynę, wspaniale ubraną i uczesaną, wesołą i uśmiechniętą zmierzającą w stronę jednego z aut. Przyglądam się jej nie mogąc oderwać wzroku kiedy ona odwraca twarz i widzę, że to Ada. Wsiada do samochodu, a ten odjeżdża. Moja pierwsza myśl, to to żeby za nimi jechać, ale wypchnął ją obraz przepięknej Brasi i jak już się ocknąłem to auta dawno nie było.
Kieruję się do mieszkania wyjmując z kieszeni telefon dzwonię do Alice. Dobrze, że nie wykasowałem jej numeru.
- Czego chcesz? – już zdążyłem się przyzwyczaić.
- Informacji – odpowiadam. – Wiem, że mnie nie lubisz.
- Spostrzegawczy jesteś. Ale w sumie nie da się ukryć – prycha. – Jesteś wstrętnym egocentrycznym dupkiem i odczep się od Ady. Już wystarczająco dużo przez ciebie wycierpiała – warczy.
- Dlatego chcę z nią poważnie i szczerze teraz porozmawiać. Powiesz mi gdzie jest? – pytam puszczając mimo uszu jej obelgi.
- Po co ci to wiedzieć hm? Chcesz jej się pochwalić nową dziunią?
-Chcę ją przeprosić – mówię.
- Wypadało by wreszcie.
- To powiesz czy nie? – wywracam oczami wysiadając z auta i wyjmując z bagażnika torbę.
- Chcesz ją tylko przeprosić? I nic więcej? – pyta już nie ziejąc we mnie jadem jak we wcześniejszych wypowiedziach.
- Tak – odpowiadam.
- I na pewno tylko i wyłącznie przeprosić? – słyszę nutkę zawodu w jej głosie. Tym to mnie totalnie zbiła z tropu.
-No tak. – potwierdzam wchodząc do mieszkania i rzucając w kąt torbę treningową.
Wzdycha do słuchawki.
- Dobra, słuchaj. Zapytam cię o coś ale musisz mi odpowiedzieć szczerze, okej?
- W porządku.
- Sama szczerość tak?
- Oczywiście, ale możesz już to z siebie wydusić? – mówię już lekko podenerwowany.
- Okej, więc powiedz mi. Tak z ręką na sercu. Nie czujesz do Ady niczego więcej poza tą waszą dziwną… przyjaźnią? Układem? Czy nie wiem jak to nazwać.
- Okej, miało być szczerze więc szczerze – biorę głęboki oddech.– Niedawno sobie właśnie uświadomiłem, dopiero jak jej zabrakło, kiedy wyjechała z Modeny, że cholernie za nią tęsknie i nie mogę bez niej funkcjonować. Uświadomiłem sobie, że te wszystkie dziewczyny były mi kompletnie nie potrzebne skoro miałem koło siebie taki skarb jak Adrianna. Przecież to ona przez te 4 lata była moją przyjaciółką, dziewczyną i kochanką w jednym, a ja idiota nie mogłem tego dostrzec i docenić. Zachowywałem się jak dupek tak ją krzywdząc przez ten cały czas dlatego teraz chciałem ją przeprosić i powiedzieć jej co czuje. Myślisz, że mi uwierzy i będziemy mogli spróbować? – pytam z nutką niepewności w głosie.
- Uwierzy i będzie chciała spróbować. – zapewnia  mnie. - Ona też kocha cię jak wariatka tylko uświadomiła to sobie już dawno, ale nie miała odwagi żeby ci o tym powiedzieć. Z resztą twierdziła, że ty jako wybitny siatkarz musisz się spotykać z jakąś piękną i chudą modelką, a ona się dla ciebie nie nadaje, ale krew ją zalewała jak cię widziała z inną więc to takie trochę owijanie w bawełnę było. Dlatego wyjechała, żeby od ciebie uciec i odpocząć.
- Jestem idiotą – wzdycham. – Ale powiedz mi teraz gdzie ona jest.
- Na weselu.
- Na jakim weselu? – pytam zdziwiony.
- Pojechała z Vitem na wesele jego siostry. Wyślę ci zaraz smsem adres na jakiej ulicy się to odbywa. Stej tjund– śmieje się.

Godzinę później wkraczam do budynku, w którym gdzieś znajduje się miłość mojego życia. Stawiam wolno kroki poprawiając jeszcze koszulę i marynarkę po czym siadam przy barze i patrzę na tańczących gości wypatrując w nich mojej Adki. Wreszcie dostrzegam ją tańczącą z jakimś blondynem. Cały czas się śmieje. Nawet już nie bardzo tańczą tylko raczej się rozbawiają. Cierpliwie czekam aż ten idiota wreszcie sobie pójdzie. W końcu to następuje. Brasi uśmiecha się do niego ostatni raz, odwraca się i schodzi z parkietu. Kieruje się w prawo, a ja podążam za nią. Wychodzi na taras i łapie się dłońmi barierki. Oddycha głęboko świeżym powietrzem po czym patrzy w niebo. Z jej fryzury pojedyncze kosmyki już wypadły więc teraz opadają jej na plecy. Powoli podchodzę do niej po czym opieram się na barierce jakieś półtora metra od niej.
- Piękny wieczór  - mówię gdy mnie nie zauważa. Jak poparzona odsuwa się od barierki i patrzy na mnie z niemałym zdziwieniem.
- Matteo? A co ty tutaj robisz?
- Przyszedłem naprawić to co spieprzyłem – mówię patrząc jej w oczy.

Vit zaproponował mi bym towarzyszyła mu na ślubie Amelii. Nie mogłam się nie zgodzić gdyż polubiłam Amelię. To wspaniała dziewczyna więc teraz bawię świetnie, jak wszyscy zaproszeni goście. Tańczę właśnie z Luciano, który okazał się być śmieszniejszy niż jego fryzura. Zamiast tańczyć już drugą piosenkę udajemy że to robimy, a tak naprawdę to tylko trzymam jego lewą dłoń a prawą mam umiejscowioną na jego ramieniu natomiast on swoja prawą ułożył na mojej talii i tak się próbujemy kołysać ale częściej wybuchamy śmiechem. Dziękuję w końcu Luciano za „taniec” bo mam ochotę zaczerpnąć trochę świeżego powietrza więc kieruję się na taras. Tam łapie dłońmi barierkę i oddycham głęboko świeżym, rześkim powietrzem.
- Piękny wieczór - słyszę nagle znajomy głos obok siebie. Jak poparzona odsuwam się od barierki i patrzę na osobnika z niemałym zdziwieniem.
- Matteo? A co ty tutaj robisz?
- Przyszedłem naprawić to co spieprzyłem – mówi, a ja przełykam ślinę bo czuję jak zaschło mi w gardle. Odsuwa się od barierki i robi jeden krok w moją stronę. Ledwo się powstrzymałam żeby z przyzwyczajenia nie zrobić wtedy jednego w tył.
- Tak?
- Tak, Ada. Chciałem cię przeprosić… - zaczyna.
- Za co?
- Za wszystko, tak chyba będzie najprościej. Za wszystko co kiedykolwiek cię z mojej strony uraziło. Wiedz, że nie miało. Dopiero kiedy wyjechałaś z Modeny zdałem sobie sprawę jak bardzo cię potrzebowałem. Tak cholernie mocno za tobą wtedy tęskniłem. Tak cholernie mocno chciałem żebyś wróciła. Potem kiedy spotkałem cię pod barem, a ty… tak zareagowałaś chciałem wziąć cię w ramiona i nigdy nie puścić – w moich oczach zaczęły pojawiać się łzy, a on zrobił jeszcze jeden krok  w moją stronę. Tym razem już nie miałam ochoty się cofać. – A potem gdy rano…
- Pojawiła się twoja dziewczyna – wtrącam .
- Ona nie jest moją dziewczyną, nawet nie pamiętam czy kiedykolwiek nią była. Chciałem wieczorem z tobą porozmawiać, ale mnie nie wpuściłaś i wcale ci się nie dziwie, sam bym siebie nie wpuścił. Zmierzam do tego, że chciałem, aby było jak dawniej – jak dawniej? Ramiona mi opadły. Czyli nadal mamy by tylko przyjaciółmi? - Chciałbym żebyśmy znowu rozmawiali  i śmiali się z głupot. Wyszli do kina na głupawy film. Żebyś przyszła na mój mecz w koszulce którą ci kiedyś dałem. Żebyśmy się pokłócili, ale już nie o jakąś dziewczynę, ale o to, że zjadłem ci ostatnią pomarańczę, albo o to kto jest najlepszym środkowym. – po tych słowach parskam śmiechem przez łzy. - Chciałbym żebyśmy znowu napili się czerwonego wina, a potem wylądowali w sypialni. – kładzie dłonie na moich policzkach i patrzy w moje zaszklone oczy - Ada, chciałbym żebyś była moja. Tylko moja. – szepcze po czym całuje delikatnie, ale z taką czułością jakbym była porcelanową lalką a on bał się mnie zniszczyć. - Bo cię kocham.
- Chciałabym żebyś był tylko mój, Matteo. Kocham cię. – mówię.
- Ja ciebie też, najmocniej na świecie  - całuje mnie w skroń obejmując ramieniem. Wtulam się w jego bok i razem podziwiamy piękne widoki z tarasu.
- Powiedz mi tylko czemu to musiało tak długo trwać i być takie skomplikowane aż któreś z nas zaczęło działać? – unoszę na niego wzrok.
- Bo jesteśmy specyficzni, Ada. Jedyni i niepowtarzalni – odpowiada całując mnie w czubek głowy.

                                                                              Fine.


To był drugi z rodzaju blogów, które najpierw w całości napisałam, a dopiero potem publikowałam na blogspocie. Męczyłam ich od lipca, kiedy to w mojej głowie zrodził się taki a nie inny pomysł. Ada i Matteo to coś jak Stefan i Anastazja. Wydają mi się podobne i chyba takie są. Nie wiem, ale jest 23:52, ja powinnam już spać, a właśnie skończyłam tą specyficzność ósmą.
Chciałabym Wam podziękować, że byłyście, a jeśli nie komentowałyście to proszę, abyście pod epilogiem dały nawet zwykłą kropkę, żebym wiedziała kto to czytał :)
Także, teraz zapraszam Was na:

zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com do Eleny i Katola Kłosa 
oraz na:
nie-ryzykujesz-nie-wygrywasz.blogspot.com do Zuzy i Krzyśka Lijewskiego, którymi teraz bardziej się zajmę :)
Pozdrawiam serdecznie <3
http://one-shots-madison.blogspot.com

niedziela, 27 marca 2016

Specyficzność siódma

Kiedy się budzę w pokoju jest jasno. Na poduszce, na której spał Matteo leży karteczka.
              „Poszedłem na trening, wrócę koło 11. Czuj się jak u siebie. M.”
Przecieram oczy, które pieką mnie niemiłosiernie i czuję, że są podpuchnięte. Wstaję z łóżka i biorę ciuchy w które byłam wczoraj ubrana po czym kieruję się do łazienki. Tak biorę prysznic czekoladowym żelem Piano, który ma tak cudowny zapach. Ubieram się i staję przed lustrem. Wyglądam tragicznie. Myję twarz, na której mam pozostałości wczorajszego makijażu. Oczy faktycznie są podpuchnięte i trochę zaczerwienione. Ponieważ Włoch czegoś takiego jak szczotka, nie posiada muszę próbować przeczesać włosy palcami i związać je gumką w jako tako wyglądającego kucyka. Gdy wchodzę do kuchni i patrzę na zegar widzę, że jest 11:15. Czuję jak bardzo burczy mi w brzuchu. Nadużywając gościnności siatkarza otwieram lodówkę, a tam co? Cały talerz kanapek. I co? Że niby mam to zjeść?
Wyjmuję posiłek i robię sobie kawę. Siadam przy stole i zaczynam konsumować. Po chwili słyszę otwierane drzwi, które przy zamykaniu trzaskają.
- Jasny szlag – syczy Matteo po czym na palcach przechodzi przez korytarz podchodząc do drzwi sypialni by sprawdzić czy śpię. Zanim otwiera drzwi ja wstaję od stołu i podkradam się do niego po czym wskakuję mu na barana. Krzyczy z zaskoczenia i ledwo utrzymuje równowagę.
- Wstałaś – uśmiecha się podrzucając mnie lekko na swoich plecach.
- Jak widać na załączonym obrazku, ale zaraz będę się zbierać. – staję na własnych nogach. – Dziękuję ci za gościnę i…ogólnie za wczoraj. – patrzę mu w oczy.
- Nie ma za co. Przecież jesteś moją..przyjaciółką – dało się słyszeć sekundowe wahanie przed wypowiedzeniem przez niego ostatniego słowa. Chciałam mu teraz powiedzieć co do niego czuję, ale za długo się wahałam i przeszkodził mi w tym dzwonek do drzwi.
- To ten, ja się będę zbierać – mówię i zanim zdąży odpowiedzieć wchodzę do sypialni by wziąć sweter, który leży tam od wczoraj. Środkowy natomiast idzie otworzyć drzwi. Narzucam na siebie ciuch po czym z powrotem wchodzę do korytarza gdzie jakaś szatynka rzuca się Matteo na szyję i całuję go. Chwytam szybko kurtkę.
- Już nie przeszkadzam, do widzenia  - rzucam i wychodzę. Zła? Chyba tak. Smutna? Chyba nie. Zawiedziona i rozczarowana? Zdecydowanie tak.
Tylko teraz to już kompletnie nic nie wiem. Luca mnie oszukał czy znalazł ją sobie może dwa dni temu? Tego też nie można wykluczyć. Skoro ma kolejną dziewczynę to po jaką cholerę się mną wczoraj opiekował? Mógł mnie przecież nawet nie zaczepiać. Widać to sprawia mu radość. Ciągłe dawanie i odbieranie mi radości i nadziei. Może jednak powinnam dać sobie z nim spokój. Tak całkowicie i nieodwołalnie…
Jestem w swoim mieszkaniu, które od mojego wyjazdu nic się nie zmieniło. Przybyło tylko trochę kurzu.
Żeby zabić czas przed pracą zabieram się za sprzątanie. Odkurzam, myję podłogi, okna, ścieram kurze, wkładam rzeczy do prania.
O godzinie 16 wychodzę do pracy. Jestem na miejscu po 10 minutach marszu. Wchodzę wejściem dla personelu i pierwsze kogo spotykam to Alice.
- Nie mogłam się do ciebie wczoraj dodzwonić, a tu proszę ty mi taką niespodziankę szykujesz. – mówi na wstępie – Cieszę się, że jesteś – przytula mnie. – Mam nadzieję, że sobie wszystko przemyślałaś i poukładałaś w głowie, a co najważniejsze dasz sobie spokój z Matteo.
- Tak, dam sobie spokój – odpowiadam.
- Na litość, nie mów, że już zdołał cię skrzywdzić? – nie dowierza. – No chyba mu nogi z dupy powyrywam!
- Ej, Alice, uspokój się, przecież nic się nie stało.
- Już ja widzę jak nic się nie stało – prycha – Mam ten komfort, że czytam z ciebie jak z otwartej księgi, złotko.
- Alice, daj spokój – mruczę chwytając fartuszek.
- Ja nie wiem. To mu sprawia frajdę, że przez niego płaczesz? A w ogóle to ty powinnaś go dawno kopnąć w dupę i dać sobie spokój od razu jak go spotkałaś.
- Al, to mój przyjaciel…
- Który cię wykorzystuje i jedyna jego przyjacielska przysługa to to, że zmywa ci się makijaż bez użycia płynu do demakijażu.
- Nie przesadzaj. - wzdycham
- Nie przesadzam. Taka prawda. Myślałam, że to wreszcie zrozumiałaś.
- Zrozumiałam, że muszę mu powiedzieć co do niego czuję. – odpowiadam zanim pomyślę.
- Żeby dać mu większą satysfakcję?! Całkiem ci rozum odebrało?!
- Alice…
- Co Alice, co Alice?! Miałaś o nim zapomnieć! Po to wyjeżdżałaś, nie pamiętasz już?!
Milknę.
- Zmieniłam zdanie. – odpowiadam cicho
- Ciągle zmieniasz. I chyba zaczynasz się w tym gubić. Radziłabym ci objąć jedno stanowisko i przynajmniej starać się go trzymać. – wchodzi na salę po wypowiedzeniu tych słów.

Po skończonej pracy wychodzę z baru i szybkim krokiem zmierzam do swojego bloku. Wchodzę do budynku po czym kroczę po schodach. Podchodzę do swoich drzwi i szukam kluczy w torebce. Kiedy przekręcam je w zamku ktoś kładzie mi delikatnie dłoń na ramieniu. Przechodzą mnie przyjemne dreszcze. Przymykam lekko oczy bo wiem kto to jest.
- Możemy porozmawiać? – pyta szeptem.
- Zależy o czym chcesz rozmawiać.
- Mogę wejść?
- Jestem trochę zmęczona – odwracam się przodem do niego i unoszę twarz by patrzeć mu w oczy. Stoi jakiś metr ode mnie.
- Chciałbym pogadać.
- Przecież gadamy – wzruszam ramionami.
- Szczerze i poważnie.
- No proszę, a o czym? – pytam zaciekawiona.
- Jest parę spraw.
- W takim razie muszą poczekać. Dobranoc, Matteo – wchodzę do mieszkania i zamykam drzwi. Opieram się o ścianę obok wieszaka i zjeżdżam w dół. Już sama siebie nie rozumiem. Dlaczego teraz kiedy mieliśmy okazję poważnie, spokojnie i szczerze pogadać nie wpuściłam go za drzwi? Ach no tak, bo mimo, że go kocham to on buja się cały czas z innymi laskami.
Jakbyś mu wreszcie powiedziała, że go kochasz to może by przestał. – mówi prześmiewczy głos w mojej głowie.
Och, zamknij się!


Wracam po treningu do mieszkania i staram się być cicho na wypadek gdyby Ada jeszcze spała jednak wyślizgują mi się drzwi tym samym trzaskając.
- Jasny szlag – syczę do siebie. Odkładam torbę na podłogę po czym podchodzę do drzwi sypialni. Uchylam je delikatnie i nagle ktoś wskakuje mi na plecy, a że mam refleks nie byle jaki to udaje mi się ją przytrzymać gdyż jest to oczywiście Adka.
- Wstałaś – uśmiecham się podrzucając ją lekko na swoich plecach.
- Jak widać na załączonym obrazku, ale zaraz będę się zbierać. – staje na własnych nogach. – Dziękuję ci za gościnę i … ogólnie za wczoraj. – patrzy mi w oczy.
- Nie ma za co. Przecież jesteś moją .. przyjaciółką – waham się lekko przed ostatnim słowem bo właściwie to nie wiem kim my już dla siebie jesteśmy. Ale chyba nadal przyjaciółmi… Jej mina sprawia wrażenie jakby chciała coś powiedzieć ale uniemożliwia jej to dzwonek do drzwi.
- To ten, ja się będę zbierać – mówi i zanim zdążę coś powiedzieć  wchodzi do sypialni by wziąć sweter, który leży tam od wczoraj. Ja natomiast idę otworzyć drzwi. Ledwie odsuwam się by przepuścić gościa na szyję rzuca mi się Alessandra i przystawia swoje usta do moich. Zaskoczony zdołam ją tylko złapać w pasie by nie zaliczyła gleby.
 - Już nie przeszkadzam, do widzenia  - słyszę głos Ady, która wychodzi trzaskając drzwiami. Odsuwam od siebie szatynkę.
- Co ty wyrabiasz?!
- No jak to co? Witam cię.
- Jak witasz?! … Co?! – gestykuluję. Sam nie wiem jak mam sformułować i ubrać w słowa tą wściekłość, która teraz we mnie siedzi. – Przecież nie widzieliśmy się od dwóch miesięcy!
- No nie widzieliśmy się bo miałam sesje w Paryżu, a potem w Stanach więc siłą rzeczy, kotku, nie mogliśmy się widzieć – odpowiada z uśmiechem. Ona chyba nic nie rozumie.
- Przecież z nami od dawna był koniec. – łapię się za głowę.
- Ale kochanie, co ty mówisz? – teraz dopiero ją zatyka.
- Żadne kochanie, nie jesteśmy razem od dawna. Wyjdź, Alessandro – otwieram drzwi.
- Ale… - w jej oczach stają łzy.
- Wyjdź, Alessandro – powtarzam patrząc w podłogę.
Stoi jeszcze przez sekundę, dwie lub pięć po czym faktycznie wychodzi, a ja zamykam za nią wrota po czym ukrywam twarz w dłoniach.
Co sobie musiała pomyśleć Ada? Matko Boska. Przecież z jej perspektywy to wygląda tak, że wczoraj byłem dla niej dobry i wspaniały, ale tylko na chwilę, dopóki nie wróci moja dziewczyna, która tak naprawdę nią nie jest.
Ja chrzanię.

Czekam na nią w jej bloku siedząc na schodach przy jej mieszkaniu, które prowadzą na piętro wyżej. Pojawia się po 40 minutach. Nie zauważa mnie. Staje przy drzwiach i próbuje znaleźć klucze do mieszkania w torebce. Delikatnie kładę swoją dłoń na jej ramieniu by jej nie wystraszyć .
- Możemy porozmawiać? – pytam szeptem.
- Zależy o czym chcesz rozmawiać. - odpowiada
- Mogę wejść?
- Jestem trochę zmęczona – odwraca się przodem do mnie i unosi twarz by patrzeć mi w oczy. Stoi jakiś metr ode mnie.
- Chciałbym pogadać.
- Przecież gadamy – wzrusza ramionami.
- Szczerze i poważnie.
- No proszę, a o czym? – pyta sztucznie zaciekawiona.
- Jest parę spraw.
- W takim razie muszą poczekać. Dobranoc, Matteo – wchodzi do mieszkania i zamyka drzwi. Gapie się w nie dobre pięć minut. Ależ ze mnie kretyn. Ależ ze mnie kretyn! Strasznie zabolało ją to co się dzisiaj stało. Prawie nigdy nie rozmawiamy w ten sposób. Chciałbym to naprawić. Chciałbym żeby znowu ze mną porozmawiała. Żebyśmy się pośmiali. Wyszli do kina na głupawy film. Żeby przyszła na mój mecz. A potem żebyśmy się pokłócili, ale już nie o jakąś dziewczynę, ale o to, że zjadłem jej ostatnią pomarańczę, albo o to kto jest najlepszym środkowym i dlaczego według niej nie jestem nim ja. Chciałbym żebyśmy znowu napili się czerwonego wina, a potem wylądowali w jej sypialni. Chciałbym żeby było jak dawniej. Albo lepiej. Chciałbym żeby Ada była moja.


---
Witam w tą Wielkanocną Niedzielę kiedy to moje leniwe dupsko zaczyna nadrabiać zaległości na bloggerze i przypomniało sobie, że dawno rozdziału nie było więc jestem :)
Mam nadzieję, że Wam się podoba ;)
Tak jak mówiłam następny będzie ostatnim i postaram się go wrzucić za tydzień żeby tego nie rozwlekać.
Pozdrawiam ;**



niedziela, 6 marca 2016

Specyficzność szósta

- Wszystko wzięłaś? – pyta babcia.
- Tak babciu – odpowiadam po raz setny dzisiejszego dnia.
- Ale wiesz, że możesz przyjeżdżać?
- Jasne babciu, przyjadę niedługo – obiecuję.
- Ehe, jasne – kiwa głową z politowaniem. – Dobrze wnusiu, bądź tam szczęśliwa z tym swoim chłopcem – całuje mnie w policzek. – Kocham cię, Aduś.
- Ja ciebie też – przytulam ją mocno wdychając charakterystyczny zapach babcinego domu próbując  pokrzepić się nim jakoś przed wyjazdem do Modeny.
Kilka godzin później jestem już w swoim mieszkaniu. Staję w korytarzu i wsłuchuję się w ciszę jakby czekając aż nagle niewiadomo skąd odezwie się jakiś głos.
Całkiem zwariowałaś, Ada.
Rozpakowanie zajmuje mi około godziny po czym znów narzucam na siebie kurtkę i wychodzę z mieszkania. Kieruję się w stronę baru. Powoli wchodzę do budynku i widzę, że jest tu bardzo mało klientów. Aż dziwne. Przy barze stoi Vit. Nie zauważa mnie więc podchodzę skradając się, wchodzę za kontuar po czym zakrywam mu oczy dłońmi.
- Zgadnij kto to – mówię.
- Ada – odpowiada bez wahania.
- Niezły jesteś – zdejmuję dłonie z jego twarzy.
- Jak dobrze, że wróciłaś – przytula mnie bardzo mocno, a ja przymykam oczy bo jest mi teraz tak bardzo dobrze. 
- Ja też się cieszę.
- Brakowało mi ciebie – szepcze w moje włosy.
- Mi ciebie też – opowiadam cicho. – Jest Salvadore? – pytam odsuwając się od niego.
- Chcesz wrócić?
- A nie chcesz mnie tu z powrotem? – unoszę brwi.
- Jasne że chcę. Jest u siebie – puszcza mi oczko. Uśmiecham się i idę do gabinetu właściciela.
- Puk, puk – mówię wchodząc do środka.
- Ada – uśmiecha się szeroko na mój widok. – Wróciłaś – wstaje z miejsca z szeroko otwartymi ramionami by mnie przytulić. Zamykam drzwi i tonę na chwilę w jego ramionach.
- Siadaj, siadaj, już daję ci nową umowę kochanie.
- Skąd pomysł, że chcę wrócić? – siadam. Nieruchomieje w pół kroku.
- A nie chcesz?
- Tak tylko chciałam cię sprawdzić – szczerzę się. – Jasne, że chcę. Gdzie mam podpisać? – zacieram ręce. Powrót do Modeny cieszy mnie sam w sobie.
Gdy umowa jest podpisana wychodzę z gabinetu.
- Alice nie ma? – pytam Vita.
- Będzie jutro. Dzwoniłaś do niej że przyjeżdżasz?
- Nie. To było nieplanowane – bąkam.
- Chyba jak całe twoje życie. Ale skoro wracasz do pracy to znaczy, że zostajesz – stwierdza.
- Póki co zostaję, ale teraz już muszę lecieć bo jestem naprawdę zmęczona. Do jutra – daję mu buziaka w policzek.
- Do jutra. – uśmiecha się.

Wychodzę z budynku z wielkim uśmiechem na twarzy. Powoli zaczynam wracać na stare śmieci. Teraz przyszła pora na najważniejszą część moje powrotu tutaj. Spotkanie z Matteo. Ale na to jeszcze przyjdzie pora. Jestem już zmęczona, jest ciemno, zimno i późno.
I chyba jednak nie jestem jeszcze do końca gotowa. Muszę sobie jeszcze dokładnie w głowie ułożyć co ja mam mu właściwie powiedzieć.
Nagle ktoś łapie mnie za łokieć, a ja krzyczę przerażona i odskakuje w bok jak poparzona. Cała drżę. Patrzę na osobnika przerażonymi i szeroko otwartymi oczami.
- Adka? – pyta niedowierzając.
- Cześć Matteo – szepczę spuszczając wzrok na ciemny asfalt. Jednak życie postanowiło, że spotkam się z nim dzisiaj bo czemu by nie?
Już wiem, że wie. Domyślił się.
- Wróciłaś? – zadaje pytanie.
- Jak widać – odpowiadam.
- Cieszę się, że cię widzę. Brakowało mi ciebie. – mówi.
- Miło mi to słyszeć.
- Mogę zapytać?
- Zależy o co chcesz zapytać – przez sekundę lub dwie patrzę mu w oczy, a potem znów spuszczam wzrok.
- O twoją reakcję… na mój dotyk – odpowiada cicho.
- Nie za bardzo chcę rozmawiać. Zresztą śpieszy mi się. A poza tym, co było  w niej takiego dziwnego?
- Ada, czy ty…. Czy ciebie…. Czy …. – Jąka się - Czy ciebie – przełyka głośno ślinę – zgwałcono cię? – utrzymuję  z nim kontakt wzrokowy. W jego oczach widać taki ból, że ściska mi on serce, a potem rozgrywa na drobniusieńkie kawałeczki, natomiast w moich oczach pojawiają się łzy, które zaczynają spływać po policzkach.
- Aduś… - podchodzi bliżej po czym delikatnie łapie mnie za dłoń, po której smyra kciukiem, a potem przytula. Najpierw delikatnie do siebie przyciąga, a później przyciska mocno do swojej klatki piersiowej jakby bojąc się, że zaraz mu ucieknę. Ja natomiast przywieram do niego nie pozostawiając pomiędzy naszymi ciałami ani milimetra wolnej przestrzeni i mocno zaciskam palce na materiale jego kurtki na plecach. Zaczynam szlochać i nie mogę przestać. Piano cierpliwie tuli mnie do siebie, głaszcze i całuje w głowę próbując uspokoić.
- Pojedziemy do mnie? – pyta cicho kiedy troszkę się uciszam. Cała się spinam. – Nie zostawię cię samej w takim stanie. Chodź. – naciąga mi na głowę kaptur i prowadzi do swojego samochodu. Otwiera drzwi, a ja wślizguję się na przednie siedzenie. Po chwili ruszamy,  a po kilku minutach jesteśmy pod blokiem siatkarza. Mimo moich protestów środkowy upiera się i bierze mnie na ręce bo jak twierdzi, jestem zbyt słaba żeby sama dojść na drugie piętro. Uciszam się więc i przytulam twarz do jego ramienia. Wchodzimy do mieszkania Włocha, a ja jestem już ledwo przytomna. Matteo pomaga mi zdjąć kurtkę oraz buty po czym użycza mi swojej koszulki bym miała w czym spać. Ścieli łóżko w sypialni po czym każe mi się położyć i przykrywa kołdrą. Ma zamiar wyjść, ale w panicznym geście chwytam go za dłoń.
- Zostań, proszę – mówię cichym i ochrypłym od płaczu głosem.
- Zaraz wrócę, obiecuję – mimo to nie zwalniam uścisku. – Zaufaj mi, zaraz jestem przy tobie – całuje mnie w czubek głowy. Dopiero wtedy puszczam jego dłoń i pozwalam wyjść. Sama kładę głowę na poduszce i próbuję czekać na środkowego by sprawdzić czy na pewno mnie nie oszukał. Powieki są ciężkie jak ołów.
Zmęczenie podróżą daje o sobie znać. Po chwili czuję jak materac się ugina, a obok mnie kładzie się Matteo. Chyba nie do końca wie jak ma się zachować więc sama przysuwam się do niego jak najbliżej, a on delikatnie obejmuje mnie ramieniem. Dopiero teraz czuję się bezpiecznie i mogę zasnąć.


---
Historia Ady i Matteo nieuchronnie zbliza się do końca. Zostały jeszcze dwa rozdziały i pożegnay się z nimi :)
Jeżeli czytacie to dajcie malutki znak tam na dole w komentarzach :)
Pozdrawiam ;**

Liebster Blog Award

Za nominację bardzo dziękuję Mirakel z bloga goracakrew.blogspot.com
Przepraszam za lekkie opóźnienie, ale jest


1. Kim chciałabyś być w siatkarskim "świecie" i dlaczego?
Szczerze? Nie wiem, nie muszę być nikim, jestem kibicem i to mi wystarcza :)

2. Do którego z byłych siatkarzy masz szczególny sentyment?
Zdecydowanie Kadziu :D 

3. Ulubiony trener?
Zawsze kiedy ktoś zadaje mi podobne pytanie mam nagłą pustkę w głowie, ale chyba jednak Anastasi. Uwielbiam jego ekspresyjność i ogólnie lubię te widowiska, które urządza xD 

4.Gdzie chciałabyś pojechać na mecz?
Do Bełchatowa i na reprezentację do Krakowa :D

5. Pierwszy ulubiony siatkarz?
Pierwszy był Łukasz Żygadło. Gdzieś tak utkwił mi w pamięci :)

6. Którego siatkarza: zrzuciłabyś/zrzuciłbyś z klifu; zabrałabyś do łóżka i dałabyś numer telefonu?
Czytając twoje opowiadanie mogłam się spodziewać tutaj takiego jebniętego pytania XD Z klifu? Tak z nienawiści czy z miłości? :D Nie mam pojęcia xD Do łóżka pewnie Włodarczyka, a numer telefonu, może Nico Uriarte? xD Boże, serio odpowiadam na takie pytania? XD

7. Twój DreamTeam?
Mariusz Wlazły, Paweł Zagumny, Michał Winiarski, Nicolas Marechal, Matteo Piano, Kevin Le Roux, Krzysztof Ignaczak a rezerwy (pozwolę sobie dodać :D) Michał Filip, Łukasz Żygadło, Wojciech Włodarczyk, Paweł Halaba (nie mogłam ich pominąć :D), Łukasz Wiśniewski, Karol Kłos, Jenia Grebennikov.

8. Z którym siatkarzem mogłabyś się zaprzyjaźnić?
Włodarczyk to ma bratnia dusza :P

Teraz moje pytania:
 1. Pierwszy siatkarz jakiego poznałaś?
2. Klub któremu kibicujesz?
3. Byłaś kiedyś na meczu reprezentacji? Może planujesz?
4. Piosenka, która kojarzy ci się z siatkówką.
5. Jakie są twoje zainteresowania?
6. Od dawna piszesz opowiadania?
7. Masz jakiś pozasportowy autorytet?
8. Film jaki ostatnio oglądałaś?
9. Kibicujesz jakimś reprezentacją oprócz Polski?
10. Zwiedziłaś jakieś zagraniczne miasta?
11.Masz jakieś koszulki swojego ulubionego klubu?

Nie będę nominować 11 blogów, a 6 :P Tak o!
http://pokusa-ktora-zabila.blogspot.com/
http://idealna-niedoskonalosc.blogspot.com/
http://uwierzyc-w-milosc.blogspot.com/
http://last-goodbyye.blogspot.com/
http://caly-swiat-szepcze-za-jej-plecami.blogspot.com/
http://bez-uczucia.blogspot.com/

Proszę bardzo :)
Pozdrawiam ;**

czwartek, 18 lutego 2016

Specyficzność piąta

To już drugi miesiąc odkąd mieszkam w Crotone. Wróciłam do babci, która bardzo się ucieszyła. Najpierw bardzo wypytywała co się stało, że wróciłam, ale po kilku dniach odpuściła stwierdzając pewnie, że i  tak niczego się nie dowie.
Crotone to piękne miasto, ale niestety nie będzie mi się kojarzyło zbyt dobrze bo spotkało mnie tu jeszcze coś gorszego niż Matteo w Modenie. Czy wszędzie gdzie pojadę muszą czekać na mnie jakieś okropności? Naprawdę tego nie rozumiem. Co ja takiego w życiu zrobiłam, że teraz mnie tak okrutnie karze? Czym zawiniłam? Przecież nikogo nie zabiłam, nic nie ukradłam, ani nie wyjawiłam wielkiej tajemnicy państwowej wywołując wojnę.
Nie ma dnia żebym nie myślała o Alice, Vicie, Orazio czy Salvatore i barze. Ale przede wszystkim nie ma dnia żebym nie myślała o Matto choć po dwóch miesiącach powinnam się już jakoś ogarnąć, a mimo to nadal jest tak samo źle jak na początku.
Jestem ciekawa czy w ogóle zauważył, że mnie nie ma. Alice o Piano nawet nie pytam bo zauważyłam, że to teraz taki punkt zapalny, zwłaszcza, że szatynka bardzo się o mnie martwi i prawie codziennie dzwoni, a jak nie zadzwoni lub nie odbierze telefonu jednego dnia to potem po tysiąckroć mnie za to przeprasza. Naprawdę się cieszę, że mam takich przyjaciół. Vit za to cieszy się ogromnie, że wyjechałam bo jest na sto procent przekonany, że zmiana otoczenia, życia i atmosfery, na jakiś czas, dobrze mi zrobi. Uważał również, że o Matteo szybko zapomnę, a tak się nie stało więc nie wiem czy mam mu wierzyć czy nie.
- Aduś, kochanie! – słyszę wołanie babci z dołu więc zeskakuję  z parapetu w pokoju, który zajmuję podczas pobytu tutaj i schodzę po schodach.
- Słucham babciu – wchodzę do kuchni gdzie stoi starsza kobieta zalewająca torebkę herbaty.
- Chcesz herbatki? – pyta. – Grejpfrutowo-pomarańczowa, twoja ulubiooona? – uśmiecha się potrząsając pudełkiem z torebkami herbaty.
- Skoro moja ulubiona, to poproszę. – siadam przy stole.
- Może siądziemy przy kominku?  - proponuje.
- To ty usiądź, a ja przyniosę nam herbaty i ciasta – mówię. – Idź siadaj – powtarzam zanim kobieta zdąży mi się sprzeciwić. – Babciu, nie możesz się tak przemęczać, nie masz 15 lat.
- Ty też nie – słusznie zauważa.
- Ale wystarczająco, aby zanieść za ciebie tacę i nie rozchlapać niczego po drodze. Za minutę siedzę obok ciebie – rzucam i wyjmuję z szafki tackę, a staruszka wychodzi. Co ja z nią mam, to niepojęte.
2 minuty później siadam obok babci na dużym fotelu i razem patrzymy na tańczące płomyki ognia.
- Skoro już siedzisz u mnie dwa miesiące to może raczysz mi wreszcie powiedzieć co się stało? – upija łyk napoju i wbija we mnie przenikliwy wzrok znad grubych okularów.
- Co się miało stać? Nic się nie stało. – wzruszam ramionami.
- Czy ty mnie masz za jakąś zgrzybiałą staruchę z Alzhaimerem? Przez 4 lata nie było mowy żebyś się przeprowadziła z Modeny, a teraz nagle ni z tego ni z owego przyjeżdżasz. Cała blada, wychudzona, zmęczona i smutna.
- Babciu to bardzo skomplikowana sprawa….
- Mamy czas, wnusiu. Mamy czas. Opowiedz wszystko. Wypłacz się, wykrzycz czy co ci tam jeszcze przyjdzie do głowy, hm? Naprawdę będzie ci lżej. Co myślisz?
Wzdycham i nagle z moich ust wypływa słowotok, którego żadnym sposobem nie da się zatrzymać. Może się nie da, a może po prostu nie powinno się dać? Skoro faktycznie tak strasznie mi to ciąży to może najwyższy czas opowiedzieć o tym bliskiej osobie. Z każdym kolejnym słowem, zdaniem, schodziło ze mnie zmęczenie, przygnębienie, smutek i czułam się coraz lżej i lepiej.
Kiedy kończę babcia obejmuje mnie mocno ramieniem i głaszcze po głowie. Nawet nie płaczę, dziwnie nie mam teraz na to ochoty.
- Nie rozumiem jednego – zaczyna, a ja siadam prosto. – Dlaczego nie powiesz mu co czujesz?
- No przecież ci już mówiłam, że jesteśmy z dwóch innych…
- Nie złotko, nie jesteście. To tobie się tak wydaje i tak jest tylko i wyłącznie w twojej głowie.  –puka palcem w swoją skroń - Ubzdurałaś sobie coś, że siatkarz nie może się zakochać w zwykłej dziewczynie, a wyłącznie w jakiejś modelce, aktorce czy piosenkarce i cały czas się to za tobą ciągnie. Ty sama stwarzasz sobie powody, dlaczego nie możesz być szczęśliwa. – wbija mi palec w klatkę piersiową. – Wiem, że ciężko jest ci myśleć, że skoro nie masz rodziców, którzy przecież mimo wszystko cały czas patrzą na ciebie z góry i dopingują cię w tym co robisz, to taki Matteo Piano może być twoim chłopakiem. Przecież, na litość boską żyjecie na tym samym świecie, a głupie gadanie, że on jest z innego niż ty to bzdury, które wymyślasz bo tak jest ci łatwiej. Przez to co sobie gdzieś tam kiedyś zakodowałaś w głowie, hamujesz sama siebie przed byciem szczęśliwą mimo, że przecież szlag cię trafia gdy widzisz go z inną dziewczyną. No chyba coś tu jest jednak nie tak. Facetom trzeba trochę wskazać drogę, pokierować ich odrobinę. Przede wszystkim musisz zaryzykować. Przecież gdyby nie ryzyko twojej matki ciebie dzisiaj najprawdopodobniej by tu nie było.
- Czyli co, mam do niego iść i powiedzieć coś w stylu „Cześć Matteo, kocham cię najmocniej na świecie, ale nie mogłam się długo zdobyć żeby ci to powiedzieć więc zwiałam. Wcześniej udawałam, że nie obchodzi mnie z kim się spotykasz, ale tak naprawdę to mnie krew zalewa jak widzę cię z innymi dziewczynami”?
- Dokładnie tak.
- Chcesz żebym się totalnie wygłupiła? – prycham patrząc na nią spod byka – Poza tym, to, że ja coś do niego czuje, nie znaczy wcale, że on to odwzajemnia. – opatulam się ciaśniej kocem.
- Myślę, że jednak odwzajemnia – puszcza mi oczko uśmiechając się. – Trochę już po tym świecie chodzę i wiele rzeczy widziałam, oraz jak już wiele razy było ci dane zauważyć, znam się na ludziach moja droga.
- Babciu, możesz mi nie robić głupich nadziei? – burczę.
- Przecież ty ciągle żyłaś nadzieją, że któregoś dnia Matteo sam z siebie przybiegnie do twych drzwi, zastuka i wyśpiewa ci miłosną serenadę.
- I właśnie dlatego mam już tego dość. Pozwolisz, że się przejdę. – wstaję z fotela.
- Oczywiście, że pozwolę. – rzuca z lekkim uśmiechem. – Ale nie wracaj póki czegoś nie postanowisz.  

Ubieram kurtkę, buty, opatulam się szalem i wychodzę. Jest przed godziną 20. Na zewnątrz jest już ciemno, ale mimo to mam ochotę przejść się w rześkim powietrzu i przemyśleć to co powiedziała mi babcia.
Naprawdę sama sobie stwarzam powody, dla którym nie mogę być szczęśliwa? Może faktycznie trzeba było ryzykować już dawno. Gdyby mnie olał to najwyżej zamieszkałabym na stałe w Crotone i tutaj umierałabym w spokoju i ciszy, a tak to te dwa miesiące nic mi praktycznie nie dały. Ani miłości, ani szczęścia, ani przyjaźni, ani niczego poza pogłębieniem relacji z babcią. Ogólnie rzecz ujmując w dwóch słowach: zmarnowałam, dwa miesiące życia podczas, których mogłam cały czas zarabiać na spełnianie swoich marzeń.
- Ada? – słyszę głos za plecami. Nieruchomieje. – To ty? – odwracam się przodem do zaczepiającego mnie osobnika.
- Tak, to ja.
- Co ty tutaj robisz? Jak dobrze cię widzieć – uśmiecha się Luca i przytula mnie.
- Też się cieszę – mówię.
- Czemu tak nagle zniknęłaś?
- Miałam swoje powody. – odpowiadam wymijająco.
- Tutaj teraz mieszkasz?
- Owszem. – zapada chwilowa cisza. Vettori patrzy na mnie, a ja spuszczam wzrok na czubki swoich butów.
- Powinnaś wracać. – stwierdza patrząc na mnie badawczo.
- Tu jest mi dobrze – burczę w kołnierzyk kurtki nie unosząc wzroku.
- Ada, naprawdę, powinnaś wrócić do Modeny. – urywa na chwilę. – Matteo za tobą tęskni. On nie ma pojęcia gdzie ty jesteś. Twierdzi, jest powodem twojego wyjazdu. – teraz dopiero na niego patrzę. – Czyli to przez niego? – patrzy na mnie wyczekująco i robi krok w przód. Znajduje się jakiś metr ode mnie. – Ada? To przez niego? – patrzę mu w oczy. Moje są zaszklone, jego smutne. – Tyle razy mu mówiłem żeby przestał tak robić. Musiał cię tyle razy zranić – przejeżdża dłonią po moim policzku, a ja przysuwam twarz do jego ręki. Ten mały gest był taki przyjemny. Chciałabym go doświadczać częściej. Codziennie. 
- Luca, przytul mnie. Proszę – mówię łamiącym się głosem. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieję. Siatkarz nie mówiąc słowa przyciąga mnie do siebie i zamyka w szczelnym uścisku. Całuje mnie delikatnie w czubek głowy po czym kładzie na niej swój podbródek i głaszcze moje plecy.
Nie mam pojęcia ile tak stoimy, ale jest to bardzo przyjemne. Tak bardzo chciałabym żeby na miejscu atakującego był środkowy.
W końcu lekko się od niego odsuwam.
- To co, mała, wracasz do Modeny? – pyta leciutko się uśmiechając.
- Wracam. – kolejna spontaniczna decyzja w moim życiu.
- Cieszę się. On naprawdę ci potrzebuje.
- Powiedział ci to? – pytam z nadzieją.
- Wiesz, że on by nigdy czegoś takiego nie powiedział. Mówię to co widzę. Przecież zerwaniem z kolejną dziewczyną by się tak nie przejął. Czasem miałem takie wrażenie, że on spotyka się z innymi tylko po to żeby cię wkurzyć.
- On wkurza mnie przez cały czas. – mruczę. – Naprawdę jest z nim źle? – szepczę.
- Jak wrócisz na pewno szybko wróci do siebie. – uśmiecha się – Chodź, odprowadzę cię. – mówi.
- Poradzę sobie.
- Odprowadzę cię – powtarza i obejmuje mnie ramieniem po czym kierujemy się w stronę domu babci.
- Dziękuję. – odzywam się kiedy stoimy prze furtką.
- Za co? –dziwi się.
- Za pomoc w podjęciu decyzji – uśmiecham się lekko.
- Nie ma za co. Na mnie zawsze możesz liczyć. Do zobaczenia w Modenie – daje m całusa w policzek i odwraca się by odejść.
- Luca?
- Tak? – odwraca się.
- Nie mów Matteo, że mnie spotkałeś, ani, że wiesz gdzie jestem. Nic mu nie mów.
- Nie powiem jeżeli nie chcesz. Możesz być spokojna. Dobranoc – żegna się i odchodzi.



---
No.. To wracamy do Modeny :) Jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału, nam nadzieję, ze wam też się spodoba ;)
101 na zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com
5 na nie-ryzykujesz-nie-wygrywasz.blogspot.com
Do następnego, pozdrawiam ;**

poniedziałek, 8 lutego 2016

Specyficzność czwarta

Perspektywa Matteo
Po kilku dniach Luiza zaczyna mi się nudzić. Jest taka sama jak wszystkie poprzednie. Cały czas tylko mi potakuje, zgadza się na wszystko jakby nie miała własnego zdania. Coraz częściej zaczynam faktycznie myśleć, że Ada miała rację mówiąc mi, że te wszystkie dziewczyny chcą tylko pobyć chwilę „na slonach” co przecież w związku z siatkarzem jest raczej trudno bo nikt nas tutaj na żadne ścianki do pozowania nie zaprasza. Zaczyna mi brakować jakiejś sprzeczki po której mógłbym trzasnąć drzwiami, a ona krzyknęłaby „Oczywiście! Rozpierdol drzwi kretynie! Przecież stać mnie na nowe!” Chyba myślała, że tego nie słyszę, ale zawsze stoję jeszcze kilka sekund pod drzwiami i słucham jak wściekła mnie wyzywa. Chce mi się wtedy śmiać bo gdy jest zdenerwowana to robi się bardzo urocza.

Po treningu wsiadam w swoje wypasione auto i jadę pod blok Brasi. Wychodzę z pojazdu i wkraczam do budynku. Dzwonię do jej mieszkania kilkanaście razy i wtedy zerkam na zegarek. Jest po 12, powinna być przecież jeszcze w domu.
- Szuka pan, pani Adrianny? – pyta starszy pan stający przy drzwiach obok.
- Tak. – odpowiadam.
- Od kilku dni jej już nie widziałem. – przekręca klucz w swoim drzwiach. – Jedna sąsiadka mówiła, że widziała jak wychodziła stąd z walizką.
- Z walizką? – dziwię się. Jaką walizką do cholery?  - Dziękuję za informację, miłego dnia. – mówię.
- Nawzajem – odpowiada staruszek i wchodzi do mieszkania, a ja zbiegam po schodach i wychodzę z budynku. Wsiadam w samochód i szybko jadę pod bar, w którym pracowała. Wbiegam do środka. Nie ma prawie nikogo. Od razu przy barze widzę Alice, jej przyjaciółkę. Szybko do niej podchodzę.
- Gdzie jest Ada? – pytam zdenerwowany. Ona podnosi zdezorientowana wzrok. – Gdzie Ada? – powtarzam.
- Skąd niby mam to wiedzieć?
- Bo się przyjaźnicie? – prycham.
- Wy podobno też – krzyżuje ręce na klatce piersiowej. Ignoruję to zdanie.
- Sąsiedzi mówią, że widzieli jak wychodziła z bloku z walizką. O co chodzi do cholery? – syczę.
- No to może do niej zadzwoń – ironizuje. – Założę się, że dopiero sobie o niej przypomniałeś, a jej nie ma już od ponad tygodnia. Brawo, wspaniały z ciebie „przyjaciel”. A gdybyś był domyślny to wiedziałbyś dlaczego wyjechała – warczy wściekła.
- Jak widać nie jestem.
- Jak widać! – nie wytrzymuje i krzyczy wyrzucając ręce do góry. – Na maksa mnie wkurwiasz Piano. Na maksa. – cedzi przez zęby. – Tolerowałam cię tylko dlatego, że Ada się z tobą przyjaźniła. Jesteś wkurwiającym zapatrzonym tylko w siebie egocentrycznym dupkiem, który uważa, że wszyscy mają wokół ciebie skakać i być na każde skinienie. Niestety nie każdy chce być traktowany jak rzecz, po którą można sobie sięgnąć kiedy się zapragnie, a kiedy nie ma się już ochoty to odłożyć na półkę. Nienawidzę cię za to jaki jesteś i za to co zrobiłeś. To przez ciebie kretynie Ada wyjechała. Myślisz, że fajnie być tak traktowanym jak ty z nią postępowałeś? Myślisz, że tak jest fajnie?! Postaw się na jej miejscu. Ona wytrzymała tak 4 lata. 4 pieprzone lata. Cud, że wcześniej nie uciekła. Lepiej zostaw ją w spokoju bo jak się dowiem, że ją znalazłeś to marny twój los. Ona ma do ciebie o tobie zapomnieć. Zapomnieć, że kiedyś znała takiego kogoś jak Matteo Piano. Rozumiesz? Zostaw ją w spokoju. – rzuca ścierką na blat i znika na zapleczu.
Stoję jeszcze dłuższą chwilę w miejscu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Lepiej będzie zapaść się pod ziemię czy może od razu strzelić sobie w łeb?
Odrętwiałym krokiem wychodzę z baru i wsiadam do samochodu. Jadę do domu po czym gdy już się tam znajduję rzucam się na kanapę i podkładam ręce pod głowę.
Ona naprawdę przeze mnie wyjechała? Jak mogłem coś takiego zrobić? Co za kretyn ze mnie. Dopiero kiedy wyjechała uświadomiłem sobie jak podle ją traktowałem. Jestem skończonym sukinsynem. Alice ma rację. Cud, że Ada nie wyjechała wcześniej. Ona tak kochała to miasto, a teraz kojarzyć się jej będzie tylko z wylanymi przeze mnie łzami i zmarnowanymi latami. Ja chyba nie wytrzymałbym nawet roku w takiej sytuacji w jakiej ja ją stawiałem przez tyle czasu. Czy ja naprawdę muszę być takim dupkiem?
Teraz dopiero dociera do mnie, że cały czas dawałem jej nadzieje na coś poważniejszego między nami, a potem wyskakiwałem z jakąś nową laską. Nawet nie mogę się doliczyć ile razy w ten sposób musiałem złamać jej serce. Luiza była chyba ostatnim razem… Tylko skąd ona się o niej dowiedziała. Przecież poznaliśmy się dzień przed meczem… Mecz. Musiała być na meczu i widzieć jak się całujemy. Piano ty idioto. Straciłeś właśnie najwspanialszą przyjaciółkę na ziemi. Chyba nieodwracalnie.
Powinienem jej szukać i przeprosić czy pozwolić zapomnieć jak mówiła Alice? Najlepiej chyba będzie jeśli już nic nie będę robił bo ostatnio wychodzi mi to wyjątkowo źle.

----
No to jest takie cuś z perspektywy Matteo. Następny rozdział pewnie gdzieś w przyszłym tygodniu :)
Pozdrawiam ;**

niedziela, 24 stycznia 2016

Specyficzność trzecia

W sobotę idę do pracy na poranną zmianę by potem móc iść na mecz więc za barem stałam od godziny 8 do 16 po czym szybko znajduję się w mieszkaniu gdzie robię mocniejszy makijaż i się przebieram. Mam dylemat czy założyć koszulkę z numerem 1, ale ostatecznie ubieram po prostu koszulkę w barwach klubu.

Wychodzę z mieszkania i po 10 minutach jestem pod halą i wtedy orientuję się, że nie mam biletu. Pędem gnam z powrotem do mieszkania by zabrać go z komody i dopiero wtedy, 5 minut przed rozpoczęciem meczu mogę wejść do hali po czym odnaleźć i zająć swoje miejsce.
Długi, emocjonujący i wspaniały mecz podczas, którego można było zobaczyć mnóstwo dobrej siatkówki kończy się wynikiem 3:2 dla gospodarzy, a najbardziej wartościowym zawodnikiem spotkania zostaje Piano. W środku cieszę się jak małe dziecko z nowej zabawki, ale na zewnątrz nic po sobie na pokazuję. Kiedy kibice zaczynają się powoli rozchodzić lub stają przy bandach by wziąć autograf od siatkarzy ja również narzucam na siebie bluzę i schodzę z trybun. Już mam kierować się w stronę Matteo kiedy widzę jak jakaś brunetka rzuca mu się na szyję po czym namiętnie całuje. Ona jest cała w skowronkach, on zresztą też. Ta scena łamie mi serce na milion kawałeczków.
Jestem taka głupia i naiwna.
Co ty jeszcze robisz w Modenie, bella?  -  w głowie niczym echo rozbrzmiały mi słowa Vita. Co ty robisz w Modenie?
Zaciskam powieki i pięści po czym szybkim krokiem wychodzę z budynku. Patrzę na zegarek, jest 20:35 po dziesięciu minutach jestem pod barem. Wchodzę głównymi drzwiami.
- Cześć Ada! – woła do mnie Vit, ale nie zwracam na niego uwagi i idę prosto do gabinetu szefa. Wchodzę bez pukania.
- Chciałabym odejść z pracy. – mówię z marszu. Salvatore jest w szoku i patrzy na mnie zdziwiony chyba do granic możliwości.
- Co? Dlaczego? Ada? Coś się stało? –pyta.
- Sprawa osobista. Chciałabym złożyć rezygnację.
- Czy to na 100% pewne?
- Tak – myślę, że tak. Mówię zdecydowanie.
-  Nie zmienisz swojej decyzji? – kręcę głową - Ani nie powiesz mi co jest nią spowodowane? – powtarzam gest. – Ale pamiętaj, że gdybyś jeszcze chciała kiedyś wrócić do zespołu to drzwi stoją przed tobą otworem.
- Dziękuję, Salvi – rozklejam  się i przytulam mężczyznę.
- Wszystko będzie dobrze, kochanie. Tylko w to uwierz – mówi cicho.
- Dziękuję – powtarzam.
5 minut później wychodzę z pomieszczenia, a potem z budynku, ale zanim się oddalę dogania mnie Vit i łapie mnie za ramię po czym szybkim ruchem odwraca w swoją stronę.
- Co się stało?
- Wyjeżdżam – odpowiadam wymijająco.
- Dokąd?
- Nie wiem jeszcze.
- Zamierzałaś się pożegnać?
- Vit, muszę to przemyśleć. Odpocząć od tego wszystkiego. Jak się ogarnę to dam wam znać. Uściskaj ode mnie Alice. – przytulam go mocno na pożegnanie i odchodzę.
- Ada! – odwracam się. – Nie rób niczego głupiego, a jakbyś chciała pomilczeć to wiesz gdzie mieszkam.
- Dziękuję ci, Vit – mówię ze łzami w oczach i odchodzę.
Gdy docieram do mieszkania spostrzegam, że policzki mam całe mokre od łez. Wchodzę szybko do bloku po czym wbiegam po schodach na drugie piętro i otwieram mieszkanie.  Zamykam drzwi i opieram się o nie plecami po czym targana szlochem osuwam się na podłogę. Podciągam kolana do brzucha i płaczę. Nie wiem ile. Nie mam pojęcia.

W pewnym momencie budzę się.
- Musiałam zasnąć – mruczę do siebie i przecieram twarz. W mieszkaniu jest nadal ciemno, patrzę na zegarek, który mam na nadgarstku, jest 4:15. Wstaję na zmęczonych i miękkich nogach po czym kieruję się do sypialni gdzie kładę się na łóżko i niemal od razu znowu zasypiam. Jestem wymęczona i mam wrażenie jakbym chciała przespać resztę swojego życia.
Tak się jednak nie dzieję. Budzę się kilka godzin później, dokładniej o 10:05 i przewracam się na plecy. Ukrywam twarz w dłoniach i przymykam oczy. Wzdycham głęboko. Odciągam dłonie i patrzę w sufit. Tak naprawdę to nie chcę stąd wyjeżdżać. Tak cholernie nie chcę. Jest mi tutaj bardzo dobrze. I tak strasznie boję się tego co spotka mnie poza Modeną.  Ale wiem równocześnie, że jeśli tu zostanę Matteo nadal będzie mnie ranił. Nieświadomie, ale bardzo dotkliwie. A może sama siebie ranię? Tym, że już dawno nie powiedziałam mu co do niego czuję. Jakby mnie odrzucił to bym się otrząsnęła, a tak… Tak to jest do dupy. 
W końcu zbieram się w sobie idę do łazienki. Tam o mało nie dostaje zawału na swój widok. Wchodzę pod prysznic gdzie ciepła woda, przyjemnie ogrzewa moje ciało. Kiedy czeszę włosy słyszę dzwonek do drzwi. Nie chcę się z nikim widzieć, więc nie idę otwierać jednak gość jest bardzo uparty i dzwoni jeszcze kilkanaście razy. W końcu niechętnie wychodzę z łazienki już ubrana i z mokrymi włosami otwieram drzwi. Stoi przede mną Alice.
- Co ty sobie wyobrażasz?!  - wkracza od razu do środka i wyrzuca ręce w powietrze. – Gdzie ty chcesz dziewczyno jechać co? Chcesz nas tu zostawić? Bez słowa?! Tak po prostu po 4 latach nagle wyjechać? Ada co się z tobą dzieje? – łapie mnie za dłonie i patrzy mi w oczy. W moich stają łzy. W jej też. Przytulam się mocno do niej. – Mała, nie płacz. Tylko nie płacz. – głaszcze mnie po włosach i plecach. Nie wiem ile tak stoimy, ale wypłakuję kolejny strumień łez.
- Przepraszam, Alice. Ja… tak dużo mnie przytłacza… - jąkam się.
- Chodzi o Matteo? – pyta z wahaniem. – To przez niego wyjeżdżasz, prawda? – nic nie odpowiadam - Przez niego – stwierdza. Jej głos się zmienia, a ona cała się spina.
- Nie, Al, nie przez niego. Po prostu muszę sobie parę spraw poukładać.
- Przestań chrzanić – warczy. – Znalazł sobie kolejną lalunię, a ciebie znowu odstawił na dalszy tor. – zaciska dłonie w pięści. – Chętnie bym mu tą mordę obiła. Najlepiej deską.
- Alice, zostaw Matteo w spokoju. Muszę odpocząć.
- Nieprawda – mówi. – Wiedziałam, że tak będzie, że w końcu nie wytrzymasz tego. Przecież ten dupek cały czas po prostu bawi się twoimi uczuciami!
- Ali, chciałabym się spakować. – wtrącam cicho.
- Powiesz mi chociaż dokąd jedziesz? – mówi łagodnie, teraz znowu smutnymi oczami patrząc na mnie.
- Nie wiem tego jeszcze.
- A jeśli będziesz już wiedziała to zadzwonisz? – pyta z nadzieją.
- Zadzwonię do was – obiecuję łamiącym się głosem i przełykam gulę w gardle.  – Okropnie będę za wami tęsknić. Za tobą, za Vitem, za Salvatore, za Orazio – uśmiecham się przez łzy. Za Matteo też. Ale tego już nie mówię na głos bo znowu zaczynam płakać, choć myślałam, że limit łez już wyczerpałam. Przytulam przyjaciółkę i o mało nie mdleję gdy się od niej odsuwam.
- Kiedy ostatnio coś jadłaś? – pyta prowadząc mnie do kuchni.
- Wczoraj, po południu – odpowiadam.
- Matko kochana, przecież tak nie można. Musisz jeść. – szybko przygotowuje mi talerz kanapek, który razem jemy, a ona pół godziny później wychodzi. Zostawiając mnie samą ze swoimi myślami i walizką, którą muszę spakować, aby gdzieś poza Modeną rozpocząć coś w stylu nowego życia.
Bez dziwnych relacji z Matteo.
Godzinę później stoję już na dworcu i czekam na pociąg. Nie wiem dokąd. Czekam na pierwszy lepszy. Mam nadzieję, że do lepszego życia.


---
No to bum :D Ada wyjeżdża, zobaczymy co z tego wyniknie, nie? ;)
Do następnego, ściskam :**

piątek, 15 stycznia 2016

Specyficzność druga

Budzę się i wyciągam rękę by przytulić się jeszcze do Matteo i pospać dłużej jednak moja dłoń opada na zimną poduszkę. Wyczuwam kartkę. Otwieram oczy i patrzę na

                      "Lecę na trening. Tylko nie śpij za długo bo się spóźnisz :P" - czytam.
Na moją twarz wpływa delikatny uśmiech.
Ależ ja jestem naiwna. Tak cholernie naiwna.
Patrzę na zegar i widzę, że jest już po 12. Wstaję i kieruję się do łazienki. Biorę prysznic po czym czeszę się i robię makijaż. Następnie przygotowuję sobie duże śniadanie bo jestem przeraźliwie głodna po czym konsumuję to sprawdzając wiadomości na Internecie i swoją tablicę na Facebooku. Przy okazji sprawdzam jeszcze datę najbliższego meczu Modeny i dowiaduję się, że odbędzie się on w sobotę. Udaje mi się jeszcze zarezerwować bilet po czym zamykam laptopa i ubieram buty po czym wychodzę. Żwawym krokiem przemierzam uliczki miasta i wreszcie docieram do pracy. Ubieram fartuch i wchodzę na salę po czym staję za barem i witam się z Vitem, a następnie z Alice, która przynosi zamówienie do kuchni.
- Masz dzisiaj jakiś dobry humor - stwierdza.
- A czy to zakazane? - uśmiecham się figlarnie patrząc na niego i nalewając piwa klientowi.
- Nie, tylko - urywa i opiera się łokciami o kontuar i dopiero wtedy z powrotem na mnie patrzy i kontynuuje. - Tylko wczoraj się tak ze wszystkiego nie cieszyłaś, a skoro dzisiaj przychodzisz do pracy radosna to znaczy tylko tyle, że spotkałaś się z Matteo. W nocy.
Patrzę na niego zdziwiona. Niewiarygodne. Czyta we mnie jak w otwartej księdze.
- Czyli mam rację - prostuje się.
- Nie prawda. Nie mogę mieć dobrego humoru, tak po prostu? - burczę i patrzę na swoje paznokcie.
- Nie zaprzeczaj. A podobno kobiety są skomplikowane. - Przenosi wzrok na salę i gości siedzących przy stolikach. - Ty temu zaprzeczasz. Tak bardzo uwidaczniasz swoje emocje na zewnątrz, że nie trzeba pytać i od razu wiadomo co się stało. Przynajmniej ja tak mam bo znam cię od kilku dobrych lat, ale myślę, że również Alice wie co się dzieje już zanim zapyta.
- Jesteście niewiarygodni - kręcę z niedowierzaniem głową. - Na prawdę tak jest?
- Gdyby tak nie było to bym tego nie mówił, nie? - patrzy na mnie z ukosa, a ja przenoszę wzrok na drzwi wejściowe. Milczymy dłuższą chwilę obsługując klientów. Jestem wezwana do kuchni by pomóc w roznoszeniu zamówień, a Vit w tym czasie cały czas stoi za barem nalewając do kufli piwa, robiąc drinki lub podając napoje bezalkoholowe. Kiedy sala pustoszeje jak zwykle zostajemy we dwójkę by umyć szklanki oraz postawić krzesła na stoły i zmyć podłogę.

Przejeżdżam mopem wokół baru i tym samym kończę mycie podłogi. Wchodzimy razem do pokoju dla personelu po czym zdejmujemy fartuchy.
- Ada?
- Słucham? - unoszę na niego wzrok znad mojej torebki. Wzdycha.
- Mówię ci. Daj sobie z nim spokój. Nie widzisz, że zawsze jest jedna i ta sama śpiewka? On zrywa ze swoją lalą, przychodzi do ciebie, kłócicie się, ty jesteś wściekła, smutna i nie do życia, on cię przeprasza, lądujecie w łóżku i jesteś "szczęśliwa" - nakreśla w powietrzu cudzysłów - przez dwa, trzy dni dopóki on znowu nie znajduje sobie kolejnej dziewczyny, a ty przeżywasz ją jak każdą poprzednią, ale nie powiesz mu, że ci na nim zależy bo nie i już, a potem historyjka leci od nowa.
W tym właśnie momencie Vit streścił mi ostatnie 4 lata mojego życia. I znowu to robi. Mówi coś do czego ja bym nie doszła. Lub nie chciałabym by to się stało.
- Nie zależy mi na nim - prycham. - W tym sensie, o którym mówisz. Matteo jest tylko moim przyjacielem.
- Takim "tylko przyjacielem", że szlag cię trafia jak widzisz go z inną? - kpi ze mnie brunet. Warczę pod nosem.
- Nie prawda.
- Ada przestań zachowywać się jak dziecko i dorośnij wreszcie. Dorośnij  do świadomości, że się w nim zakochałaś. A jak mu tego nie powiesz to wyleci znowu do Rosji albo nie wiadomo gdzie z kolejną niunią i tyle go będziesz widziała. Nie ma tu wiecznego kontraktu. Pamiętaj o tym - podchodzi do drzwi i oboje wychodzimy. Vit zamyka lokal, a ja wciąż trawię w głowie jego słowa. Przez połowę drogi milczymy. Brunet powiedział mi co miał do powiedzenia i teraz czeka na moją rekację, a zaprzeczenie jego słów na pewno by go nie usatysfakcjonowało, zwłaszcza, że dobrze wiem, że to nie prawda.
- Ale przecież on nic do mnie nie czuje, jestem tylko... - zaczynam.
- A zapytałaś? - wcina mi się w słowo doszczętnie niszcząc cały plan rozegrania tej rozmowy. - Właśnie. Nie zapytałaś więc nie wiesz. Błądzisz jak dziecko we mgle. Jednego dnia z nim śpisz, a drugiego w myślach wyzywasz od idiotów bo znalazł sobie kolejną. Krążysz wokół niego jak satelita. Chcesz tego? - patrzy mi prosto w oczy kiedy zatrzymujemy się przed moim blokiem. - Być z nim tylko wtedy kiedy on nie ma przy sobie nikogo innego? Chcesz żeby traktował cię jak gazetę, po którą może sięgnąć wtedy kiedy ma na to ochotę i wie, że nigdy mu nie odmówisz? A jak już odpowiesz sobie na te pytania to zadaj sobie jeszcze jedno i na nie też odpowiedz. Mianowicie: co ty tu jeszcze robisz Ada? Dlaczego nie ma cię setki kilometrów stąd z normalnym facetem, może już narzeczonym, w odpowiednim dla ciebie miejscu? Przemyśl to sobie. I pamiętaj, że nie mówię ci tego wszystkiego bo chcę cię koniecznie zdołować lub ci jakoś dopiec. Mówię ci to wszystko bo chcę, abyś była wreszcie szczęśliwa. Tak na prawdę szczęśliwa. Do jutra, mała - całuje mnie w policzek, a ja stoję jeszcze kilka minut w tym samym miejscu nie mogąc wyjść z osłupienia, w które wprowadziły mnie słowa Vita.
Wchodzę do mieszkania, jem na szybko bagietkę po czym biorę prysznic i czysta oraz pachnąca leżę na swoim łóżku z rękami pod głową i wpatruję się w sufit.
Wciąż są tu jeszcze ślady po Matteo z zeszłego dnia. Na fotelu zostawił swoją bluzę, którą szczerze uwielbiam bo pachnie jego cudownymi perfumami, a na poduszce można jeszcze wyczuć zapach jego perfum. Na stoliku stoi pusta butelka po winie.
Myślę. Zastanawiam się. Kontempluję. Nad czym? Nad swoim beznadziejnym życiem. Bynajmniej nie chodzi tu o pracę bo z niej jestem zadowolona. Mam świetnego szefa w kontaktach z którym nie mam najmniejszych problemów. Pracuję ze świetnymi ludźmi. Vit i Alcie to moi najlepsi przyjaciele. Ali teraz może jest trochę bardziej skupiona na Orazio, ale cieszę się, że jest szczęśliwa. Przynajmniej jedna z nas. No i płacą też nie najgorzej. Tutaj wszystko jest w porządku.
O wiele większy bajzel mam w swoim życiu prywatnym. Mieszkam tutaj sama z dala od jedynej rodziny, czyli babci, która mieszka na drugim końcu kraju w Crotone. Rodzice zginęli w wypadku, rodzeństwa nie mam. Zdecydowanie największy bajzel to przystojny siatkarz imieniem Matteo. Mam sobie z nim dać spokój? Vit chyba nie ma kompletnego pojęcia o czym mówi. Jestem od niego uzależniona i tak cholernie do niego przywiązana. Faktycznie... "to" co jest pomiędzy nami jest okropnie skomplikowane. Tak skomplikowane, że ja sama się w tym pogubiłam. On nigdy nie dawał mi żadnych znaków, że czuje do mnie coś więcej niż przyjaźń, a nasz seks nic dla niego nie znaczy. Staram się nie zwracać uwagi na jego wszystkie dziewczyny bo zawsze mam tą nadzieję, że w żadnej nie zakocha się na dobre i zawsze po kłótni wróci do mnie z butelką czerwonego wina.
Nie chcę mu powiedzieć, ba! Nie chcę się do tego przed sobą przyznać, ale faktycznie, zakochałam się w nim i faktycznie szlag mnie jasny trafia gdy widzę jak jakaś inna dziewczyna go całuje czy się do niego klei. Kiedy natomiast raczy mnie opowieściami o niej po prostu udaję, że słucham, natomiast w środku aż się gotuję, ale zamiast mu coś powiedzieć podziwiam kolory ścian, lub skupiam się tylko na jedzeniu, zależy gdzie przyjdzie mu ochota o niej nawijać. Czasem mam ochotę wykrzyczeć mu wtedy w twarz, że nie chcę dłużej słuchać o jego dziewczynach bo najchętniej sama bym nią została, ale z reguły do osób odważnych i śmiałych nie należę.
Czy krążę wokół niego jak satelita? Chyba niestety nie da się zaprzeczyć, a tym bardziej ukryć. Nasze relacje są jakie są i nie zanosi się żeby się zmieniły. Czy tego chcę? Jasne, że chciałabym go mieć na wyłączność, ale nie można mieć wszystkiego, a my zwyczajnie do siebie nie pasujemy. Jako przyjaciele wyglądamy znaczniej lepiej. Ada, czy możesz łaskawie przestać pierdolić? "Jako przyjaciele wyglądamy znacznie lepiej" Chyba ci się całkiem na łeb rzuciło! Co to w ogóle znaczy do jasnej cholery?!
"Dlaczego nie ma cię setki kilometrów stąd z normalnym facetem, może już narzeczonym, w odpowiednim dla ciebie miejscu?" Co to znaczy, "odpowiednim dla mnie miejscu z normalnym facetem"? Gdzie jest to odpowiednie dla mnie miejsce? Na drugim krańcu Włoch? Może od razu na innym kontynencie? Mam teraz nagle wyjechać? Po czterech latach mam to tak po prostu rzucić i wyjechać nie wiadomo dokąd? Kiedy tu mam pracę, mieszkanie i przyjaciół? I Matteo. Na pewno nie. Nie mogłabym. Jestem osobą, która bardzo mocno przyzwyczaja się do osób czy miejsc i nie wyobrażam sobie po tych czterech latach wyjechać w nieznane i zaczynać wszystko od nowa. Vit żyje chyba w całkiem innej rzeczywistości. Ja natomiast mam swoją specyficzną rzeczywistość i specyficzną relację z Piano.
--

Wiem również, że rozdziały nie powalają długością, ale tak właśnie jest z historiami, na które wena przychodzi w nocy. Także ten, mam nadzieję, że chociaż jakością jako tako się bronią :)

Jeżeli gdzieś zamiast "Matteo" jest "Bruno" to przepraszam, ale nie dostrzegłam. Ten tydzień mnie wymęczył totalnie, a jutro spróbuje dokończyć rozdział u Eleny bo nie miałam czasu ani weny :/
Także, przepraszam i mam nadzieję, że wpadniecie ;)
Pozdrawiam ;**

sobota, 9 stycznia 2016

Specyficzność pierwsza

Budzi mnie światło słoneczne wpadające do mojego pokoju. Mrużę oczy i przewracam się na drugą stronę, twarzą do ściany. Wzdycham głęboko po czym wsadzam rękę pod poduszkę i szukam komórki po omacku. Kiedy ją znajduję odblokowuję klawiaturę i sprawdzam godzinę, 11:12. Odkładam urządzenie na szafkę nocną po czym podnoszę się do pozycji siedzącej i przeciągam na wszystkie strony ziewając. Wstaję, poprawiam luźną koszulkę zabieram ciuchy do przebrania i wychodzę z pokoju. Przemierzam korytarz z na wpół przymkniętymi oczami udając się do łazienki bo z rana, zanim się tam nie znajdę jestem praktycznie nieprzytomna lecz mój węch i słuch każą mi się zatrzymać na środku korytarza i spojrzeć do kuchni. Co tam widzę? Matteo Piano stoi sobie w mojej kuchni, słucha radia i robi naleśniki.
Ignoruję go i idę do łazienki. Zamykam drzwi trzaskając nimi i wykonuję poranną toaletę.
Gdy kończę wchodzę do kuchni, gdzie Matteo siedzi przy stole i zjada przygotowane przez siebie śniadanie oraz czyta gazetę. Bezceremonialnie nalewam sobie soku do szklanki. W końcu to moja kuchnia. Tak czy nie?
- To, że masz klucze do mojego mieszkania nie znaczy wcale, że możesz tu sobie przychodzić kiedy ci się żywnie podoba - mówię.
- A mi się wydawało, że po to mi je dałaś - unosi na mnie wzrok.
- Dałam ci je dawno temu w kryzysowej sytuacji.
- Nie pożegnałem się przed wyjazdem na mecz więc w ramach przeprosin zrobiłem ci śniadanko. - zmienia temat.
- Łżesz w żywe oczy Piano - mrużę swoje ślepia. - Po prostu miałeś pustą lodówkę - wzdycham i opadam na krzesło na przeciwko niego sięgając po naleśnika.
- Nie potwierdzam, nie zaprzeczam.
Siedzimy chwilę w milczeniu konsumując przygotowany przez siatkarza posiłek, który na prawdę jest całkiem niezły.
- Jak tam z tobą i miłością twojego życia… Jak jej to było? Silvia? - pytam oblizując palce z konfitury.
- Silvia to już przeszłość - wzrusza ramionami.
- I dlatego wpadłeś do mnie robić naleśniki? - kontynuuję oblizując najmniejszego palca. - Tak na odreagowanie stresów?
- Jesteś moją przyjaciółką. Przerabiamy to co przynajmniej raz w miesiącu.
- Nie chciałbyś się wreszcie ustatkować? - unoszę lekko brwi. - Każda kolejna, którą poznałeś była "tą jedyną" - kreślę cudzysłów w powietrzu.
- Kocham piękne kobiety.
- A one kochają twoją kasę - odpowiadam bez emocji wywracając oczami. - Nie zauważasz tego? - wstaję od stołu by włożyć brudne naczynia do zlewu, a potem opieram się o parapet i kładę też tam swoje dłonie.
- Czy to coś złego?
- Kompletnie nic - prycham. - Ty jesteś z nimi bo mają ładne buźki, a one są z tobą żeby pobyć chwilę na salonach i choć przez moment stać się wybrankami "tego" Matteo Piano, a potem pojawić się na okładce jakiegoś szmatławca.
- Taki już jestem, Ada - warczy. - Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało.
- Od zawsze mi to przeszkadzało, Matteo tylko trzymałam język za zębami bo jestem twoją przyjaciółką i nie chciałam ci tego wszystkiego mówić.
- No to może trzeba było powiedzieć. Ale wiesz co? Nie obchodzi mnie twoje zdanie. Ani trochę. Tak na prawdę to mam głęboko w poważaniu co myślisz i mówisz - mówi zimno i wstaje od stołu po czym wychodzi.
- Obchodzi cię w ogóle zdanie kogokolwiek?! - gestykuluję rękami - Oczywiście! Rozpierdol drzwi kretynie! Przecież stać mnie na nowe! - krzyczę jeszcze za nim, ale wiem, że tego nie usłyszy. - Dupek - mruczę pod nosem. Czasem mam go serdecznie dość. Serdecznie. Kłócimy się często, ale szybko się godzimy. Rzucamy słowa, których przyjaciele nie powinni mówić, a potem po prostu o nich zapominamy. Tacy jesteśmy. Niestety.

W barze mam się pojawić o 17 więc zanim tak się stanie to żeby nie myśleć o siatkarzu zaczynam sprzątać mieszkanie. Czy to nie dziwne, że sprzątam je tylko wtedy kiedy pokłócę się z Włochem? Bo mi się wydaję, że to faktycznie trochę dziwne. Nawet bardzo.
Powiedzmy, że jesteśmy bardzo specyficzni.
O 16, kiedy posprzątałam już mieszkanie i zrobiłam zakupy zaczynam szykować się do pracy. Przebieram się, czeszę i robię makijaż po czym zakładam buty, biorę torebkę i wychodzę z mieszkania zamykając je. Przemierzam uliczki Modeny mijając również halę pod którą jest mnóstwo samochodów co świadczy o treningu zawodników tutejszego klubu siatkarskiego. Odnajduję wzrokiem auto Piano, a potem nawet jego samego wychodzącego z budynku. Odwracam wzrok i po 5 minutach jestem już w barze.
Przebieram się i kiedy wiąże włosy w kok do pomieszczenia z sali wpada Alice i gdy tylko mnie widzi zaczyna piszczeć i wyciąga przed siebie dłoń. Podzielam jej entuzjazm i piszczę razem z nią ciesząc się jej szczęściem z Orazio.
- Gratuluję ci kochana! - mówię przytulając ją mocno. - Cieszę się niesamowicie. Jesteście wspaniałą parą. Opowiadaj jak to zrobił - sadzam ją na krześle i sama siadam obok wbijając w nią wzrok.
- Zawsze był kreatywny, ale tym razem przeszedł samego siebie - zaczyna. - Najpierw zabrał mnie na piknik na polankę, a potem zaczął mnie gdzieś ciągnąć i okazało się, że on umie latać balonem - wytrzeszczam oczy, a blondynka się śmieje - Też podobno miałam taką minę jak to zobaczyłam. Weszliśmy do tego balonu, a gdy lecieliśmy nad miastem podziwiając piękną panoramę, on uklęknął i - znów zapiszczała i tym razem to ja zaczęłam się śmiać.
- Cieszę się bardzo. Na prawdę. - łapię ją za dłoń.
- Jak już zdała ci relację to zapieprzaj do roboty - naszą rozmowę przerywa Vit, stający w drzwiach.
- Już, już - wykrzywiam mu się, a on odpowiada mi tym samym po czym wychodzę z pomieszczenia uprzednio żegnając się z Alice, która wraca już do domu. Zaczynam zapisywać zamówienia i zbierać naczynia ze stolików oraz roznosić nowe. Uwijamy się jak w ukropie bo dzisiaj piątek co równa się: wzmożona liczba gości chcących odreagować tydzień.
- A jak tam z tobą i tym twoim przyjacielem? - pyta mnie w pewnym momencie Vit kiedy sala jest już pusta. Ja przecieram stoliki mokrą ścierką i stawiam na nich krzesła, a on myje szklanki.
Unoszę wzrok i patrzę na niego.
- Co ma być? - pytam.
- No nic - wzrusza ramionami - tak tylko pytam bo w sumie to mi się wydawało, że wy to para jakaś jesteście. Pochrzaniona, ale jednak para. Ale ostatnio widziałem go na mieście z jakąś lalunią więc w końcu nie wiem - patrzy na mnie przenikliwie odkładając naczynie pod blat.
- Nie jesteśmy parą i nigdy nie byliśmy. - Mówię stanowczo. - Przecież jego nie obchodzi niczyje zdanie. - mruczę.
- Znowu się pożarliście?
- A my w ogóle robimy co innego? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Myślałem, że od dawna ze sobą kręcicie. 
- Lepiej nie myśl.
- Nie obrażaj się i przestań pyskować. Chcę pogadać bo widzę, że cię gościu zdrowo wkurza. Jakby co to zawsze możesz do mnie podbijać, a ja się do niego przejdę i pokażę mu jak się poprawnie wyprowadza lewy sierpowy - śmieję się po słowach bruneta.
- Chyba się obejdzie.
- Jak chcesz, ale pamiętaj. Jakby co, to ja zawsze.
- Będę pamiętać, że ty zawsze - puszczam mu oczko.
- Jak już mi naopowiadałaś fanaberii, że cię to nie rusza to może teraz zaczniemy poważną rozmowę od serca? - świdruje mnie wzrokiem. Patrzę na niego opierając się biodrem o stolik.
- Jakich fanaberii?
- Aaada - wzdycha - Trochę się znamy i nie wciśniesz mi już kitu, że nic do niego nie czujesz.
- Nic. Do. Niego. Nie. Czuję - powiedziałam dobitnie.
- Powtórzysz mi to jak znów zaczniesz latać na wszystkie jego mecze w koszulce, którą od niego dostałaś? - pyta patrząc na mnie przenikliwie i unosząc przenikliwie brwi. Odpowiadam milczeniem. - Tak mi się też wydawało. - mruczy.
- Vit, odpuść. Po prostu odpuść. Nie zrozu...
- Ada, a czy ty rozumiesz? - wcina mi się w słowo. Milknę.
- Nie, ja też tego nie rozumiem. Nie rozumiem tej chorej sytuacji, nie rozumiem siebie, nie rozumiem zachowań Matteo, a tym bardziej jego samego. Nie rozumiem naszej relacji i kompletnie nie rozumiem nas - wyrzucam z siebie po dłuższej chwili.
- Nie można było tak od razu? - pyta łagodnie. Patrzę na niego zbolałym wzrokiem.
- Po prostu tego nie rozumiem. Po prostu nie rozumiem.
- Skoro nie rozumiesz to powiedz mi co ty jeszcze robisz w Modenie, bella? - zapytał opierając się łokciami o blat baru.
- Najlepsze jest w tym wszystkim to, że nie wiem - mruczę i stawiam krzesło na stoliku.
Wychodzimy z budynku, a Vit zamyka lokal. Jak zwykle odprowadza mnie pod blok, a potem się żegnamy. Wchodzę do budynku, a gdy dochodzę na swoje piętro widzę osobę siedzącą pod moimi drzwiami. Gdy tylko mnie zauważa od razu wstaje.
- Hej - wita się.
- Cześć - mówię cicho.
- Przyszedłem przeprosić za rano i przyniosłem wino. - wyciąga zza siebie butelkę.
- Czerwone? - pytam.
- Czerwone. Twoje ulubione - odpowiada uśmiechając się lekko.
- Właź - otwieram przed nim drzwi.
- Wiem dokładnie jak cię przekupić - mruczy składając pocałunek na mojej szyi gdy zamykam drzwi i ani się obejrzę jak kierujemy się do sypialni.
Znowu zrobił to samo. Znowu zerwał z "tą jedyną". Znowu do ciebie przyszedł. Znowu się pokłóciliście. Znowu cię przeprosił i znowu wylądowaliście razem w łóżku.
Po raz kolejny ta sama śpiewka, a mimo to, ty nie umiesz mu odmówić. Nie potrafisz. Uzależniłaś się od niego. To jest totalnie głupie, ale kiedy tylko zaczyna cię zachłannie całować wyłącza ci się myślenie i mogłabyś dla niego zrobić wszystko. O co by cię nie poprosił. On jest twoim narkotykiem. Twoim uzależnieniem. Nie możesz się od niego uwolnić bo wiesz, że to cię zgubi. Ale to też cię w końcu zgubi. Już powoli zaczyna. Gubisz się we własnym życiu, Ado.

---
Mała obsuwa. Chociaż w sumie, nie mówiłam kiedy miał być nowy więc nie ma obsuwy xD Miałam plan dodać w czwartek, ale przez trzy dni byłam zaabsorbowana tylko meczami w Krośnie więc plan nie wypalił.

Muszę się pochwalić, wybaczcie. Tak, widziałam Politechnikę, Resovie i Zenit na żywo :D Matta, Leona, Spirika też XD
Kiedy siatkarz idzie na zagrywkę, a trybuny same zaczynają klaskać to to się właśnie nazywa szacunek #PawełZagumny.
To chyba tyle ode mnie. Na dniach powinno się pojawić coś u Eleny
Pozdrawiam ;**