niedziela, 27 marca 2016

Specyficzność siódma

Kiedy się budzę w pokoju jest jasno. Na poduszce, na której spał Matteo leży karteczka.
              „Poszedłem na trening, wrócę koło 11. Czuj się jak u siebie. M.”
Przecieram oczy, które pieką mnie niemiłosiernie i czuję, że są podpuchnięte. Wstaję z łóżka i biorę ciuchy w które byłam wczoraj ubrana po czym kieruję się do łazienki. Tak biorę prysznic czekoladowym żelem Piano, który ma tak cudowny zapach. Ubieram się i staję przed lustrem. Wyglądam tragicznie. Myję twarz, na której mam pozostałości wczorajszego makijażu. Oczy faktycznie są podpuchnięte i trochę zaczerwienione. Ponieważ Włoch czegoś takiego jak szczotka, nie posiada muszę próbować przeczesać włosy palcami i związać je gumką w jako tako wyglądającego kucyka. Gdy wchodzę do kuchni i patrzę na zegar widzę, że jest 11:15. Czuję jak bardzo burczy mi w brzuchu. Nadużywając gościnności siatkarza otwieram lodówkę, a tam co? Cały talerz kanapek. I co? Że niby mam to zjeść?
Wyjmuję posiłek i robię sobie kawę. Siadam przy stole i zaczynam konsumować. Po chwili słyszę otwierane drzwi, które przy zamykaniu trzaskają.
- Jasny szlag – syczy Matteo po czym na palcach przechodzi przez korytarz podchodząc do drzwi sypialni by sprawdzić czy śpię. Zanim otwiera drzwi ja wstaję od stołu i podkradam się do niego po czym wskakuję mu na barana. Krzyczy z zaskoczenia i ledwo utrzymuje równowagę.
- Wstałaś – uśmiecha się podrzucając mnie lekko na swoich plecach.
- Jak widać na załączonym obrazku, ale zaraz będę się zbierać. – staję na własnych nogach. – Dziękuję ci za gościnę i…ogólnie za wczoraj. – patrzę mu w oczy.
- Nie ma za co. Przecież jesteś moją..przyjaciółką – dało się słyszeć sekundowe wahanie przed wypowiedzeniem przez niego ostatniego słowa. Chciałam mu teraz powiedzieć co do niego czuję, ale za długo się wahałam i przeszkodził mi w tym dzwonek do drzwi.
- To ten, ja się będę zbierać – mówię i zanim zdąży odpowiedzieć wchodzę do sypialni by wziąć sweter, który leży tam od wczoraj. Środkowy natomiast idzie otworzyć drzwi. Narzucam na siebie ciuch po czym z powrotem wchodzę do korytarza gdzie jakaś szatynka rzuca się Matteo na szyję i całuję go. Chwytam szybko kurtkę.
- Już nie przeszkadzam, do widzenia  - rzucam i wychodzę. Zła? Chyba tak. Smutna? Chyba nie. Zawiedziona i rozczarowana? Zdecydowanie tak.
Tylko teraz to już kompletnie nic nie wiem. Luca mnie oszukał czy znalazł ją sobie może dwa dni temu? Tego też nie można wykluczyć. Skoro ma kolejną dziewczynę to po jaką cholerę się mną wczoraj opiekował? Mógł mnie przecież nawet nie zaczepiać. Widać to sprawia mu radość. Ciągłe dawanie i odbieranie mi radości i nadziei. Może jednak powinnam dać sobie z nim spokój. Tak całkowicie i nieodwołalnie…
Jestem w swoim mieszkaniu, które od mojego wyjazdu nic się nie zmieniło. Przybyło tylko trochę kurzu.
Żeby zabić czas przed pracą zabieram się za sprzątanie. Odkurzam, myję podłogi, okna, ścieram kurze, wkładam rzeczy do prania.
O godzinie 16 wychodzę do pracy. Jestem na miejscu po 10 minutach marszu. Wchodzę wejściem dla personelu i pierwsze kogo spotykam to Alice.
- Nie mogłam się do ciebie wczoraj dodzwonić, a tu proszę ty mi taką niespodziankę szykujesz. – mówi na wstępie – Cieszę się, że jesteś – przytula mnie. – Mam nadzieję, że sobie wszystko przemyślałaś i poukładałaś w głowie, a co najważniejsze dasz sobie spokój z Matteo.
- Tak, dam sobie spokój – odpowiadam.
- Na litość, nie mów, że już zdołał cię skrzywdzić? – nie dowierza. – No chyba mu nogi z dupy powyrywam!
- Ej, Alice, uspokój się, przecież nic się nie stało.
- Już ja widzę jak nic się nie stało – prycha – Mam ten komfort, że czytam z ciebie jak z otwartej księgi, złotko.
- Alice, daj spokój – mruczę chwytając fartuszek.
- Ja nie wiem. To mu sprawia frajdę, że przez niego płaczesz? A w ogóle to ty powinnaś go dawno kopnąć w dupę i dać sobie spokój od razu jak go spotkałaś.
- Al, to mój przyjaciel…
- Który cię wykorzystuje i jedyna jego przyjacielska przysługa to to, że zmywa ci się makijaż bez użycia płynu do demakijażu.
- Nie przesadzaj. - wzdycham
- Nie przesadzam. Taka prawda. Myślałam, że to wreszcie zrozumiałaś.
- Zrozumiałam, że muszę mu powiedzieć co do niego czuję. – odpowiadam zanim pomyślę.
- Żeby dać mu większą satysfakcję?! Całkiem ci rozum odebrało?!
- Alice…
- Co Alice, co Alice?! Miałaś o nim zapomnieć! Po to wyjeżdżałaś, nie pamiętasz już?!
Milknę.
- Zmieniłam zdanie. – odpowiadam cicho
- Ciągle zmieniasz. I chyba zaczynasz się w tym gubić. Radziłabym ci objąć jedno stanowisko i przynajmniej starać się go trzymać. – wchodzi na salę po wypowiedzeniu tych słów.

Po skończonej pracy wychodzę z baru i szybkim krokiem zmierzam do swojego bloku. Wchodzę do budynku po czym kroczę po schodach. Podchodzę do swoich drzwi i szukam kluczy w torebce. Kiedy przekręcam je w zamku ktoś kładzie mi delikatnie dłoń na ramieniu. Przechodzą mnie przyjemne dreszcze. Przymykam lekko oczy bo wiem kto to jest.
- Możemy porozmawiać? – pyta szeptem.
- Zależy o czym chcesz rozmawiać.
- Mogę wejść?
- Jestem trochę zmęczona – odwracam się przodem do niego i unoszę twarz by patrzeć mu w oczy. Stoi jakiś metr ode mnie.
- Chciałbym pogadać.
- Przecież gadamy – wzruszam ramionami.
- Szczerze i poważnie.
- No proszę, a o czym? – pytam zaciekawiona.
- Jest parę spraw.
- W takim razie muszą poczekać. Dobranoc, Matteo – wchodzę do mieszkania i zamykam drzwi. Opieram się o ścianę obok wieszaka i zjeżdżam w dół. Już sama siebie nie rozumiem. Dlaczego teraz kiedy mieliśmy okazję poważnie, spokojnie i szczerze pogadać nie wpuściłam go za drzwi? Ach no tak, bo mimo, że go kocham to on buja się cały czas z innymi laskami.
Jakbyś mu wreszcie powiedziała, że go kochasz to może by przestał. – mówi prześmiewczy głos w mojej głowie.
Och, zamknij się!


Wracam po treningu do mieszkania i staram się być cicho na wypadek gdyby Ada jeszcze spała jednak wyślizgują mi się drzwi tym samym trzaskając.
- Jasny szlag – syczę do siebie. Odkładam torbę na podłogę po czym podchodzę do drzwi sypialni. Uchylam je delikatnie i nagle ktoś wskakuje mi na plecy, a że mam refleks nie byle jaki to udaje mi się ją przytrzymać gdyż jest to oczywiście Adka.
- Wstałaś – uśmiecham się podrzucając ją lekko na swoich plecach.
- Jak widać na załączonym obrazku, ale zaraz będę się zbierać. – staje na własnych nogach. – Dziękuję ci za gościnę i … ogólnie za wczoraj. – patrzy mi w oczy.
- Nie ma za co. Przecież jesteś moją .. przyjaciółką – waham się lekko przed ostatnim słowem bo właściwie to nie wiem kim my już dla siebie jesteśmy. Ale chyba nadal przyjaciółmi… Jej mina sprawia wrażenie jakby chciała coś powiedzieć ale uniemożliwia jej to dzwonek do drzwi.
- To ten, ja się będę zbierać – mówi i zanim zdążę coś powiedzieć  wchodzi do sypialni by wziąć sweter, który leży tam od wczoraj. Ja natomiast idę otworzyć drzwi. Ledwie odsuwam się by przepuścić gościa na szyję rzuca mi się Alessandra i przystawia swoje usta do moich. Zaskoczony zdołam ją tylko złapać w pasie by nie zaliczyła gleby.
 - Już nie przeszkadzam, do widzenia  - słyszę głos Ady, która wychodzi trzaskając drzwiami. Odsuwam od siebie szatynkę.
- Co ty wyrabiasz?!
- No jak to co? Witam cię.
- Jak witasz?! … Co?! – gestykuluję. Sam nie wiem jak mam sformułować i ubrać w słowa tą wściekłość, która teraz we mnie siedzi. – Przecież nie widzieliśmy się od dwóch miesięcy!
- No nie widzieliśmy się bo miałam sesje w Paryżu, a potem w Stanach więc siłą rzeczy, kotku, nie mogliśmy się widzieć – odpowiada z uśmiechem. Ona chyba nic nie rozumie.
- Przecież z nami od dawna był koniec. – łapię się za głowę.
- Ale kochanie, co ty mówisz? – teraz dopiero ją zatyka.
- Żadne kochanie, nie jesteśmy razem od dawna. Wyjdź, Alessandro – otwieram drzwi.
- Ale… - w jej oczach stają łzy.
- Wyjdź, Alessandro – powtarzam patrząc w podłogę.
Stoi jeszcze przez sekundę, dwie lub pięć po czym faktycznie wychodzi, a ja zamykam za nią wrota po czym ukrywam twarz w dłoniach.
Co sobie musiała pomyśleć Ada? Matko Boska. Przecież z jej perspektywy to wygląda tak, że wczoraj byłem dla niej dobry i wspaniały, ale tylko na chwilę, dopóki nie wróci moja dziewczyna, która tak naprawdę nią nie jest.
Ja chrzanię.

Czekam na nią w jej bloku siedząc na schodach przy jej mieszkaniu, które prowadzą na piętro wyżej. Pojawia się po 40 minutach. Nie zauważa mnie. Staje przy drzwiach i próbuje znaleźć klucze do mieszkania w torebce. Delikatnie kładę swoją dłoń na jej ramieniu by jej nie wystraszyć .
- Możemy porozmawiać? – pytam szeptem.
- Zależy o czym chcesz rozmawiać. - odpowiada
- Mogę wejść?
- Jestem trochę zmęczona – odwraca się przodem do mnie i unosi twarz by patrzeć mi w oczy. Stoi jakiś metr ode mnie.
- Chciałbym pogadać.
- Przecież gadamy – wzrusza ramionami.
- Szczerze i poważnie.
- No proszę, a o czym? – pyta sztucznie zaciekawiona.
- Jest parę spraw.
- W takim razie muszą poczekać. Dobranoc, Matteo – wchodzi do mieszkania i zamyka drzwi. Gapie się w nie dobre pięć minut. Ależ ze mnie kretyn. Ależ ze mnie kretyn! Strasznie zabolało ją to co się dzisiaj stało. Prawie nigdy nie rozmawiamy w ten sposób. Chciałbym to naprawić. Chciałbym żeby znowu ze mną porozmawiała. Żebyśmy się pośmiali. Wyszli do kina na głupawy film. Żeby przyszła na mój mecz. A potem żebyśmy się pokłócili, ale już nie o jakąś dziewczynę, ale o to, że zjadłem jej ostatnią pomarańczę, albo o to kto jest najlepszym środkowym i dlaczego według niej nie jestem nim ja. Chciałbym żebyśmy znowu napili się czerwonego wina, a potem wylądowali w jej sypialni. Chciałbym żeby było jak dawniej. Albo lepiej. Chciałbym żeby Ada była moja.


---
Witam w tą Wielkanocną Niedzielę kiedy to moje leniwe dupsko zaczyna nadrabiać zaległości na bloggerze i przypomniało sobie, że dawno rozdziału nie było więc jestem :)
Mam nadzieję, że Wam się podoba ;)
Tak jak mówiłam następny będzie ostatnim i postaram się go wrzucić za tydzień żeby tego nie rozwlekać.
Pozdrawiam ;**



2 komentarze:

  1. Naprawde kocham logike mezczyzn, jestem jej najwieksza fanka, doslownie. Najpierw ranią i łamią serca, żeby potem świrkować i mieszać w głowach. Typowe mocno xD
    Ale że już za tydzien ostatni?:o
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oni są jak dzieci! Przecież się kochają, tak? ona jego a on ją, no to czemu są tacy niezdecydowani? Czasem to ja nie kumam ludzi, no po prostu nie kumam :D I przepraszam czy ty musisz już kończyć tego bloga? :( on jest świetny :D a teraz normalnie cudem jest znalezienie dobrego opowiadania o Piano :D
    Pozdrawiam i mokrego dyngusa ♥

    OdpowiedzUsuń