Ignoruję go i idę do łazienki. Zamykam drzwi trzaskając nimi i wykonuję poranną toaletę.
Gdy kończę wchodzę do kuchni, gdzie Matteo siedzi przy stole i zjada przygotowane przez siebie śniadanie oraz czyta gazetę. Bezceremonialnie nalewam sobie soku do szklanki. W końcu to moja kuchnia. Tak czy nie?
- To, że masz klucze do mojego mieszkania nie znaczy wcale, że możesz tu sobie przychodzić kiedy ci się żywnie podoba - mówię.
- A mi się wydawało, że po to mi je dałaś - unosi na mnie wzrok.
- Dałam ci je dawno temu w kryzysowej sytuacji.
- Nie pożegnałem się przed wyjazdem na mecz więc w ramach przeprosin zrobiłem ci śniadanko. - zmienia temat.
- Łżesz w żywe oczy Piano - mrużę swoje ślepia. - Po prostu miałeś pustą lodówkę - wzdycham i opadam na krzesło na przeciwko niego sięgając po naleśnika.
- Nie potwierdzam, nie zaprzeczam.
Siedzimy chwilę w milczeniu konsumując przygotowany przez siatkarza posiłek, który na prawdę jest całkiem niezły.
- Jak tam z tobą i miłością twojego życia… Jak jej to było? Silvia? - pytam oblizując palce z konfitury.
- Silvia to już przeszłość - wzrusza ramionami.
- I dlatego wpadłeś do mnie robić naleśniki? - kontynuuję oblizując najmniejszego palca. - Tak na odreagowanie stresów?
- Jesteś moją przyjaciółką. Przerabiamy to co przynajmniej raz w miesiącu.
- Nie chciałbyś się wreszcie ustatkować? - unoszę lekko brwi. - Każda kolejna, którą poznałeś była "tą jedyną" - kreślę cudzysłów w powietrzu.
- Kocham piękne kobiety.
- A one kochają twoją kasę - odpowiadam bez emocji wywracając oczami. - Nie zauważasz tego? - wstaję od stołu by włożyć brudne naczynia do zlewu, a potem opieram się o parapet i kładę też tam swoje dłonie.
- Czy to coś złego?
- Kompletnie nic - prycham. - Ty jesteś z nimi bo mają ładne buźki, a one są z tobą żeby pobyć chwilę na salonach i choć przez moment stać się wybrankami "tego" Matteo Piano, a potem pojawić się na okładce jakiegoś szmatławca.
- Taki już jestem, Ada - warczy. - Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało.
- Od zawsze mi to przeszkadzało, Matteo tylko trzymałam język za zębami bo jestem twoją przyjaciółką i nie chciałam ci tego wszystkiego mówić.
- No to może trzeba było powiedzieć. Ale wiesz co? Nie obchodzi mnie twoje zdanie. Ani trochę. Tak na prawdę to mam głęboko w poważaniu co myślisz i mówisz - mówi zimno i wstaje od stołu po czym wychodzi.
- Obchodzi cię w ogóle zdanie kogokolwiek?! - gestykuluję rękami - Oczywiście! Rozpierdol drzwi kretynie! Przecież stać mnie na nowe! - krzyczę jeszcze za nim, ale wiem, że tego nie usłyszy. - Dupek - mruczę pod nosem. Czasem mam go serdecznie dość. Serdecznie. Kłócimy się często, ale szybko się godzimy. Rzucamy słowa, których przyjaciele nie powinni mówić, a potem po prostu o nich zapominamy. Tacy jesteśmy. Niestety.
W barze mam się pojawić o 17 więc zanim tak się stanie to
żeby nie myśleć o siatkarzu zaczynam sprzątać mieszkanie. Czy to nie dziwne, że
sprzątam je tylko wtedy kiedy pokłócę się z Włochem? Bo mi się wydaję,
że to faktycznie trochę dziwne. Nawet bardzo.
Powiedzmy, że jesteśmy bardzo specyficzni.
O 16, kiedy posprzątałam już mieszkanie i zrobiłam zakupy zaczynam szykować się do pracy. Przebieram się, czeszę i robię makijaż po czym zakładam buty, biorę torebkę i wychodzę z mieszkania zamykając je. Przemierzam uliczki Modeny mijając również halę pod którą jest mnóstwo samochodów co świadczy o treningu zawodników tutejszego klubu siatkarskiego. Odnajduję wzrokiem auto Piano, a potem nawet jego samego wychodzącego z budynku. Odwracam wzrok i po 5 minutach jestem już w barze.
Przebieram się i kiedy wiąże włosy w kok do pomieszczenia z sali wpada Alice i gdy tylko mnie widzi zaczyna piszczeć i wyciąga przed siebie dłoń. Podzielam jej entuzjazm i piszczę razem z nią ciesząc się jej szczęściem z Orazio.
- Gratuluję ci kochana! - mówię przytulając ją mocno. - Cieszę się niesamowicie. Jesteście wspaniałą parą. Opowiadaj jak to zrobił - sadzam ją na krześle i sama siadam obok wbijając w nią wzrok.
- Zawsze był kreatywny, ale tym razem przeszedł samego siebie - zaczyna. - Najpierw zabrał mnie na piknik na polankę, a potem zaczął mnie gdzieś ciągnąć i okazało się, że on umie latać balonem - wytrzeszczam oczy, a blondynka się śmieje - Też podobno miałam taką minę jak to zobaczyłam. Weszliśmy do tego balonu, a gdy lecieliśmy nad miastem podziwiając piękną panoramę, on uklęknął i - znów zapiszczała i tym razem to ja zaczęłam się śmiać.
- Cieszę się bardzo. Na prawdę. - łapię ją za dłoń.
- Jak już zdała ci relację to zapieprzaj do roboty - naszą rozmowę przerywa Vit, stający w drzwiach.
- Już, już - wykrzywiam mu się, a on odpowiada mi tym samym po czym wychodzę z pomieszczenia uprzednio żegnając się z Alice, która wraca już do domu. Zaczynam zapisywać zamówienia i zbierać naczynia ze stolików oraz roznosić nowe. Uwijamy się jak w ukropie bo dzisiaj piątek co równa się: wzmożona liczba gości chcących odreagować tydzień.
Powiedzmy, że jesteśmy bardzo specyficzni.
O 16, kiedy posprzątałam już mieszkanie i zrobiłam zakupy zaczynam szykować się do pracy. Przebieram się, czeszę i robię makijaż po czym zakładam buty, biorę torebkę i wychodzę z mieszkania zamykając je. Przemierzam uliczki Modeny mijając również halę pod którą jest mnóstwo samochodów co świadczy o treningu zawodników tutejszego klubu siatkarskiego. Odnajduję wzrokiem auto Piano, a potem nawet jego samego wychodzącego z budynku. Odwracam wzrok i po 5 minutach jestem już w barze.
Przebieram się i kiedy wiąże włosy w kok do pomieszczenia z sali wpada Alice i gdy tylko mnie widzi zaczyna piszczeć i wyciąga przed siebie dłoń. Podzielam jej entuzjazm i piszczę razem z nią ciesząc się jej szczęściem z Orazio.
- Gratuluję ci kochana! - mówię przytulając ją mocno. - Cieszę się niesamowicie. Jesteście wspaniałą parą. Opowiadaj jak to zrobił - sadzam ją na krześle i sama siadam obok wbijając w nią wzrok.
- Zawsze był kreatywny, ale tym razem przeszedł samego siebie - zaczyna. - Najpierw zabrał mnie na piknik na polankę, a potem zaczął mnie gdzieś ciągnąć i okazało się, że on umie latać balonem - wytrzeszczam oczy, a blondynka się śmieje - Też podobno miałam taką minę jak to zobaczyłam. Weszliśmy do tego balonu, a gdy lecieliśmy nad miastem podziwiając piękną panoramę, on uklęknął i - znów zapiszczała i tym razem to ja zaczęłam się śmiać.
- Cieszę się bardzo. Na prawdę. - łapię ją za dłoń.
- Jak już zdała ci relację to zapieprzaj do roboty - naszą rozmowę przerywa Vit, stający w drzwiach.
- Już, już - wykrzywiam mu się, a on odpowiada mi tym samym po czym wychodzę z pomieszczenia uprzednio żegnając się z Alice, która wraca już do domu. Zaczynam zapisywać zamówienia i zbierać naczynia ze stolików oraz roznosić nowe. Uwijamy się jak w ukropie bo dzisiaj piątek co równa się: wzmożona liczba gości chcących odreagować tydzień.
- A jak tam z tobą i tym twoim przyjacielem? - pyta mnie w
pewnym momencie Vit kiedy sala jest już pusta. Ja przecieram stoliki mokrą
ścierką i stawiam na nich krzesła, a on myje szklanki.
Unoszę wzrok i patrzę na niego.
- Co ma być? - pytam.
- No nic - wzrusza ramionami - tak tylko pytam bo w sumie to mi się wydawało, że wy to para jakaś jesteście. Pochrzaniona, ale jednak para. Ale ostatnio widziałem go na mieście z jakąś lalunią więc w końcu nie wiem - patrzy na mnie przenikliwie odkładając naczynie pod blat.
- Nie jesteśmy parą i nigdy nie byliśmy. - Mówię stanowczo. - Przecież jego nie obchodzi niczyje zdanie. - mruczę.
- Znowu się pożarliście?
- A my w ogóle robimy co innego? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Myślałem, że od dawna ze sobą kręcicie.
- Lepiej nie myśl.
- Nie obrażaj się i przestań pyskować. Chcę pogadać bo widzę, że cię gościu zdrowo wkurza. Jakby co to zawsze możesz do mnie podbijać, a ja się do niego przejdę i pokażę mu jak się poprawnie wyprowadza lewy sierpowy - śmieję się po słowach bruneta.
- Chyba się obejdzie.
- Jak chcesz, ale pamiętaj. Jakby co, to ja zawsze.
- Będę pamiętać, że ty zawsze - puszczam mu oczko.
- Jak już mi naopowiadałaś fanaberii, że cię to nie rusza to może teraz zaczniemy poważną rozmowę od serca? - świdruje mnie wzrokiem. Patrzę na niego opierając się biodrem o stolik.
- Jakich fanaberii?
- Aaada - wzdycha - Trochę się znamy i nie wciśniesz mi już kitu, że nic do niego nie czujesz.
- Nic. Do. Niego. Nie. Czuję - powiedziałam dobitnie.
- Powtórzysz mi to jak znów zaczniesz latać na wszystkie jego mecze w koszulce, którą od niego dostałaś? - pyta patrząc na mnie przenikliwie i unosząc przenikliwie brwi. Odpowiadam milczeniem. - Tak mi się też wydawało. - mruczy.
- Vit, odpuść. Po prostu odpuść. Nie zrozu...
- Ada, a czy ty rozumiesz? - wcina mi się w słowo. Milknę.
- Nie, ja też tego nie rozumiem. Nie rozumiem tej chorej sytuacji, nie rozumiem siebie, nie rozumiem zachowań Matteo, a tym bardziej jego samego. Nie rozumiem naszej relacji i kompletnie nie rozumiem nas - wyrzucam z siebie po dłuższej chwili.
- Nie można było tak od razu? - pyta łagodnie. Patrzę na niego zbolałym wzrokiem.
- Po prostu tego nie rozumiem. Po prostu nie rozumiem.
- Skoro nie rozumiesz to powiedz mi co ty jeszcze robisz w Modenie, bella? - zapytał opierając się łokciami o blat baru.
- Najlepsze jest w tym wszystkim to, że nie wiem - mruczę i stawiam krzesło na stoliku.
Unoszę wzrok i patrzę na niego.
- Co ma być? - pytam.
- No nic - wzrusza ramionami - tak tylko pytam bo w sumie to mi się wydawało, że wy to para jakaś jesteście. Pochrzaniona, ale jednak para. Ale ostatnio widziałem go na mieście z jakąś lalunią więc w końcu nie wiem - patrzy na mnie przenikliwie odkładając naczynie pod blat.
- Nie jesteśmy parą i nigdy nie byliśmy. - Mówię stanowczo. - Przecież jego nie obchodzi niczyje zdanie. - mruczę.
- Znowu się pożarliście?
- A my w ogóle robimy co innego? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Myślałem, że od dawna ze sobą kręcicie.
- Lepiej nie myśl.
- Nie obrażaj się i przestań pyskować. Chcę pogadać bo widzę, że cię gościu zdrowo wkurza. Jakby co to zawsze możesz do mnie podbijać, a ja się do niego przejdę i pokażę mu jak się poprawnie wyprowadza lewy sierpowy - śmieję się po słowach bruneta.
- Chyba się obejdzie.
- Jak chcesz, ale pamiętaj. Jakby co, to ja zawsze.
- Będę pamiętać, że ty zawsze - puszczam mu oczko.
- Jak już mi naopowiadałaś fanaberii, że cię to nie rusza to może teraz zaczniemy poważną rozmowę od serca? - świdruje mnie wzrokiem. Patrzę na niego opierając się biodrem o stolik.
- Jakich fanaberii?
- Aaada - wzdycha - Trochę się znamy i nie wciśniesz mi już kitu, że nic do niego nie czujesz.
- Nic. Do. Niego. Nie. Czuję - powiedziałam dobitnie.
- Powtórzysz mi to jak znów zaczniesz latać na wszystkie jego mecze w koszulce, którą od niego dostałaś? - pyta patrząc na mnie przenikliwie i unosząc przenikliwie brwi. Odpowiadam milczeniem. - Tak mi się też wydawało. - mruczy.
- Vit, odpuść. Po prostu odpuść. Nie zrozu...
- Ada, a czy ty rozumiesz? - wcina mi się w słowo. Milknę.
- Nie, ja też tego nie rozumiem. Nie rozumiem tej chorej sytuacji, nie rozumiem siebie, nie rozumiem zachowań Matteo, a tym bardziej jego samego. Nie rozumiem naszej relacji i kompletnie nie rozumiem nas - wyrzucam z siebie po dłuższej chwili.
- Nie można było tak od razu? - pyta łagodnie. Patrzę na niego zbolałym wzrokiem.
- Po prostu tego nie rozumiem. Po prostu nie rozumiem.
- Skoro nie rozumiesz to powiedz mi co ty jeszcze robisz w Modenie, bella? - zapytał opierając się łokciami o blat baru.
- Najlepsze jest w tym wszystkim to, że nie wiem - mruczę i stawiam krzesło na stoliku.
Wychodzimy z budynku, a Vit zamyka lokal. Jak zwykle odprowadza
mnie pod blok, a potem się żegnamy. Wchodzę do budynku, a gdy dochodzę na swoje
piętro widzę osobę siedzącą pod moimi drzwiami. Gdy tylko mnie zauważa od razu
wstaje.
- Hej - wita się.
- Cześć - mówię cicho.
- Przyszedłem przeprosić za rano i przyniosłem wino. - wyciąga zza siebie butelkę.
- Czerwone? - pytam.
- Czerwone. Twoje ulubione - odpowiada uśmiechając się lekko.
- Właź - otwieram przed nim drzwi.
- Wiem dokładnie jak cię przekupić - mruczy składając pocałunek na mojej szyi gdy zamykam drzwi i ani się obejrzę jak kierujemy się do sypialni.
Znowu zrobił to samo. Znowu zerwał z "tą jedyną". Znowu do ciebie przyszedł. Znowu się pokłóciliście. Znowu cię przeprosił i znowu wylądowaliście razem w łóżku.
Po raz kolejny ta sama śpiewka, a mimo to, ty nie umiesz mu odmówić. Nie potrafisz. Uzależniłaś się od niego. To jest totalnie głupie, ale kiedy tylko zaczyna cię zachłannie całować wyłącza ci się myślenie i mogłabyś dla niego zrobić wszystko. O co by cię nie poprosił. On jest twoim narkotykiem. Twoim uzależnieniem. Nie możesz się od niego uwolnić bo wiesz, że to cię zgubi. Ale to też cię w końcu zgubi. Już powoli zaczyna. Gubisz się we własnym życiu, Ado.
- Hej - wita się.
- Cześć - mówię cicho.
- Przyszedłem przeprosić za rano i przyniosłem wino. - wyciąga zza siebie butelkę.
- Czerwone? - pytam.
- Czerwone. Twoje ulubione - odpowiada uśmiechając się lekko.
- Właź - otwieram przed nim drzwi.
- Wiem dokładnie jak cię przekupić - mruczy składając pocałunek na mojej szyi gdy zamykam drzwi i ani się obejrzę jak kierujemy się do sypialni.
Znowu zrobił to samo. Znowu zerwał z "tą jedyną". Znowu do ciebie przyszedł. Znowu się pokłóciliście. Znowu cię przeprosił i znowu wylądowaliście razem w łóżku.
Po raz kolejny ta sama śpiewka, a mimo to, ty nie umiesz mu odmówić. Nie potrafisz. Uzależniłaś się od niego. To jest totalnie głupie, ale kiedy tylko zaczyna cię zachłannie całować wyłącza ci się myślenie i mogłabyś dla niego zrobić wszystko. O co by cię nie poprosił. On jest twoim narkotykiem. Twoim uzależnieniem. Nie możesz się od niego uwolnić bo wiesz, że to cię zgubi. Ale to też cię w końcu zgubi. Już powoli zaczyna. Gubisz się we własnym życiu, Ado.
---
Mała obsuwa. Chociaż w sumie, nie mówiłam kiedy miał być nowy więc nie ma obsuwy xD Miałam plan dodać w czwartek, ale przez trzy dni byłam zaabsorbowana tylko meczami w Krośnie więc plan nie wypalił.
Muszę się pochwalić, wybaczcie. Tak, widziałam Politechnikę, Resovie i Zenit na żywo :D Matta, Leona, Spirika też XD
Kiedy siatkarz idzie na zagrywkę, a trybuny same zaczynają klaskać to to się właśnie nazywa szacunek #PawełZagumny.
To chyba tyle ode mnie. Na dniach powinno się pojawić coś u Eleny
Pozdrawiam ;**
Mała obsuwa. Chociaż w sumie, nie mówiłam kiedy miał być nowy więc nie ma obsuwy xD Miałam plan dodać w czwartek, ale przez trzy dni byłam zaabsorbowana tylko meczami w Krośnie więc plan nie wypalił.
Muszę się pochwalić, wybaczcie. Tak, widziałam Politechnikę, Resovie i Zenit na żywo :D Matta, Leona, Spirika też XD
Kiedy siatkarz idzie na zagrywkę, a trybuny same zaczynają klaskać to to się właśnie nazywa szacunek #PawełZagumny.
To chyba tyle ode mnie. Na dniach powinno się pojawić coś u Eleny
Pozdrawiam ;**
Biedna Ada, musimy zapalić jej znicz za bolesne polegnięcie w friendzonie:( Matteo jest dla niej okropnie niedobry, no. Nie widzi, że miesza biednej dziewczynie w głowie?
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i pozdrawiam:*
[goraca-krew]