niedziela, 24 stycznia 2016

Specyficzność trzecia

W sobotę idę do pracy na poranną zmianę by potem móc iść na mecz więc za barem stałam od godziny 8 do 16 po czym szybko znajduję się w mieszkaniu gdzie robię mocniejszy makijaż i się przebieram. Mam dylemat czy założyć koszulkę z numerem 1, ale ostatecznie ubieram po prostu koszulkę w barwach klubu.

Wychodzę z mieszkania i po 10 minutach jestem pod halą i wtedy orientuję się, że nie mam biletu. Pędem gnam z powrotem do mieszkania by zabrać go z komody i dopiero wtedy, 5 minut przed rozpoczęciem meczu mogę wejść do hali po czym odnaleźć i zająć swoje miejsce.
Długi, emocjonujący i wspaniały mecz podczas, którego można było zobaczyć mnóstwo dobrej siatkówki kończy się wynikiem 3:2 dla gospodarzy, a najbardziej wartościowym zawodnikiem spotkania zostaje Piano. W środku cieszę się jak małe dziecko z nowej zabawki, ale na zewnątrz nic po sobie na pokazuję. Kiedy kibice zaczynają się powoli rozchodzić lub stają przy bandach by wziąć autograf od siatkarzy ja również narzucam na siebie bluzę i schodzę z trybun. Już mam kierować się w stronę Matteo kiedy widzę jak jakaś brunetka rzuca mu się na szyję po czym namiętnie całuje. Ona jest cała w skowronkach, on zresztą też. Ta scena łamie mi serce na milion kawałeczków.
Jestem taka głupia i naiwna.
Co ty jeszcze robisz w Modenie, bella?  -  w głowie niczym echo rozbrzmiały mi słowa Vita. Co ty robisz w Modenie?
Zaciskam powieki i pięści po czym szybkim krokiem wychodzę z budynku. Patrzę na zegarek, jest 20:35 po dziesięciu minutach jestem pod barem. Wchodzę głównymi drzwiami.
- Cześć Ada! – woła do mnie Vit, ale nie zwracam na niego uwagi i idę prosto do gabinetu szefa. Wchodzę bez pukania.
- Chciałabym odejść z pracy. – mówię z marszu. Salvatore jest w szoku i patrzy na mnie zdziwiony chyba do granic możliwości.
- Co? Dlaczego? Ada? Coś się stało? –pyta.
- Sprawa osobista. Chciałabym złożyć rezygnację.
- Czy to na 100% pewne?
- Tak – myślę, że tak. Mówię zdecydowanie.
-  Nie zmienisz swojej decyzji? – kręcę głową - Ani nie powiesz mi co jest nią spowodowane? – powtarzam gest. – Ale pamiętaj, że gdybyś jeszcze chciała kiedyś wrócić do zespołu to drzwi stoją przed tobą otworem.
- Dziękuję, Salvi – rozklejam  się i przytulam mężczyznę.
- Wszystko będzie dobrze, kochanie. Tylko w to uwierz – mówi cicho.
- Dziękuję – powtarzam.
5 minut później wychodzę z pomieszczenia, a potem z budynku, ale zanim się oddalę dogania mnie Vit i łapie mnie za ramię po czym szybkim ruchem odwraca w swoją stronę.
- Co się stało?
- Wyjeżdżam – odpowiadam wymijająco.
- Dokąd?
- Nie wiem jeszcze.
- Zamierzałaś się pożegnać?
- Vit, muszę to przemyśleć. Odpocząć od tego wszystkiego. Jak się ogarnę to dam wam znać. Uściskaj ode mnie Alice. – przytulam go mocno na pożegnanie i odchodzę.
- Ada! – odwracam się. – Nie rób niczego głupiego, a jakbyś chciała pomilczeć to wiesz gdzie mieszkam.
- Dziękuję ci, Vit – mówię ze łzami w oczach i odchodzę.
Gdy docieram do mieszkania spostrzegam, że policzki mam całe mokre od łez. Wchodzę szybko do bloku po czym wbiegam po schodach na drugie piętro i otwieram mieszkanie.  Zamykam drzwi i opieram się o nie plecami po czym targana szlochem osuwam się na podłogę. Podciągam kolana do brzucha i płaczę. Nie wiem ile. Nie mam pojęcia.

W pewnym momencie budzę się.
- Musiałam zasnąć – mruczę do siebie i przecieram twarz. W mieszkaniu jest nadal ciemno, patrzę na zegarek, który mam na nadgarstku, jest 4:15. Wstaję na zmęczonych i miękkich nogach po czym kieruję się do sypialni gdzie kładę się na łóżko i niemal od razu znowu zasypiam. Jestem wymęczona i mam wrażenie jakbym chciała przespać resztę swojego życia.
Tak się jednak nie dzieję. Budzę się kilka godzin później, dokładniej o 10:05 i przewracam się na plecy. Ukrywam twarz w dłoniach i przymykam oczy. Wzdycham głęboko. Odciągam dłonie i patrzę w sufit. Tak naprawdę to nie chcę stąd wyjeżdżać. Tak cholernie nie chcę. Jest mi tutaj bardzo dobrze. I tak strasznie boję się tego co spotka mnie poza Modeną.  Ale wiem równocześnie, że jeśli tu zostanę Matteo nadal będzie mnie ranił. Nieświadomie, ale bardzo dotkliwie. A może sama siebie ranię? Tym, że już dawno nie powiedziałam mu co do niego czuję. Jakby mnie odrzucił to bym się otrząsnęła, a tak… Tak to jest do dupy. 
W końcu zbieram się w sobie idę do łazienki. Tam o mało nie dostaje zawału na swój widok. Wchodzę pod prysznic gdzie ciepła woda, przyjemnie ogrzewa moje ciało. Kiedy czeszę włosy słyszę dzwonek do drzwi. Nie chcę się z nikim widzieć, więc nie idę otwierać jednak gość jest bardzo uparty i dzwoni jeszcze kilkanaście razy. W końcu niechętnie wychodzę z łazienki już ubrana i z mokrymi włosami otwieram drzwi. Stoi przede mną Alice.
- Co ty sobie wyobrażasz?!  - wkracza od razu do środka i wyrzuca ręce w powietrze. – Gdzie ty chcesz dziewczyno jechać co? Chcesz nas tu zostawić? Bez słowa?! Tak po prostu po 4 latach nagle wyjechać? Ada co się z tobą dzieje? – łapie mnie za dłonie i patrzy mi w oczy. W moich stają łzy. W jej też. Przytulam się mocno do niej. – Mała, nie płacz. Tylko nie płacz. – głaszcze mnie po włosach i plecach. Nie wiem ile tak stoimy, ale wypłakuję kolejny strumień łez.
- Przepraszam, Alice. Ja… tak dużo mnie przytłacza… - jąkam się.
- Chodzi o Matteo? – pyta z wahaniem. – To przez niego wyjeżdżasz, prawda? – nic nie odpowiadam - Przez niego – stwierdza. Jej głos się zmienia, a ona cała się spina.
- Nie, Al, nie przez niego. Po prostu muszę sobie parę spraw poukładać.
- Przestań chrzanić – warczy. – Znalazł sobie kolejną lalunię, a ciebie znowu odstawił na dalszy tor. – zaciska dłonie w pięści. – Chętnie bym mu tą mordę obiła. Najlepiej deską.
- Alice, zostaw Matteo w spokoju. Muszę odpocząć.
- Nieprawda – mówi. – Wiedziałam, że tak będzie, że w końcu nie wytrzymasz tego. Przecież ten dupek cały czas po prostu bawi się twoimi uczuciami!
- Ali, chciałabym się spakować. – wtrącam cicho.
- Powiesz mi chociaż dokąd jedziesz? – mówi łagodnie, teraz znowu smutnymi oczami patrząc na mnie.
- Nie wiem tego jeszcze.
- A jeśli będziesz już wiedziała to zadzwonisz? – pyta z nadzieją.
- Zadzwonię do was – obiecuję łamiącym się głosem i przełykam gulę w gardle.  – Okropnie będę za wami tęsknić. Za tobą, za Vitem, za Salvatore, za Orazio – uśmiecham się przez łzy. Za Matteo też. Ale tego już nie mówię na głos bo znowu zaczynam płakać, choć myślałam, że limit łez już wyczerpałam. Przytulam przyjaciółkę i o mało nie mdleję gdy się od niej odsuwam.
- Kiedy ostatnio coś jadłaś? – pyta prowadząc mnie do kuchni.
- Wczoraj, po południu – odpowiadam.
- Matko kochana, przecież tak nie można. Musisz jeść. – szybko przygotowuje mi talerz kanapek, który razem jemy, a ona pół godziny później wychodzi. Zostawiając mnie samą ze swoimi myślami i walizką, którą muszę spakować, aby gdzieś poza Modeną rozpocząć coś w stylu nowego życia.
Bez dziwnych relacji z Matteo.
Godzinę później stoję już na dworcu i czekam na pociąg. Nie wiem dokąd. Czekam na pierwszy lepszy. Mam nadzieję, że do lepszego życia.


---
No to bum :D Ada wyjeżdża, zobaczymy co z tego wyniknie, nie? ;)
Do następnego, ściskam :**

1 komentarz:

  1. O. MÓJ. BOŻE. Nie spodziewałam się tego, zupełnie. Ale Ada to mądra dziewczyna, na pewno wie co robi. Niech na razie wyjedzie, a Matteo da zasłużonego pstryczka w nos:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń