Perspektywa Matteo
Po kilku dniach Luiza zaczyna mi się nudzić. Jest taka sama jak wszystkie poprzednie. Cały czas tylko mi potakuje, zgadza się na wszystko jakby nie miała własnego zdania. Coraz częściej zaczynam faktycznie myśleć, że Ada miała rację mówiąc mi, że te wszystkie dziewczyny chcą tylko pobyć chwilę „na slonach” co przecież w związku z siatkarzem jest raczej trudno bo nikt nas tutaj na żadne ścianki do pozowania nie zaprasza. Zaczyna mi brakować jakiejś sprzeczki po której mógłbym trzasnąć drzwiami, a ona krzyknęłaby „Oczywiście! Rozpierdol drzwi kretynie! Przecież stać mnie na nowe!” Chyba myślała, że tego nie słyszę, ale zawsze stoję jeszcze kilka sekund pod drzwiami i słucham jak wściekła mnie wyzywa. Chce mi się wtedy śmiać bo gdy jest zdenerwowana to robi się bardzo urocza.
Po treningu wsiadam w swoje wypasione auto i jadę pod blok Brasi. Wychodzę z pojazdu i wkraczam do budynku. Dzwonię do jej mieszkania kilkanaście razy i wtedy zerkam na zegarek. Jest po 12, powinna być przecież jeszcze w domu.
- Szuka pan, pani Adrianny? – pyta starszy pan stający przy drzwiach obok.
- Tak. – odpowiadam.
- Od kilku dni jej już nie widziałem. – przekręca klucz w swoim drzwiach. – Jedna sąsiadka mówiła, że widziała jak wychodziła stąd z walizką.
- Z walizką? – dziwię się. Jaką walizką do cholery? - Dziękuję za informację, miłego dnia. – mówię.
- Nawzajem – odpowiada staruszek i wchodzi do mieszkania, a ja zbiegam po schodach i wychodzę z budynku. Wsiadam w samochód i szybko jadę pod bar, w którym pracowała. Wbiegam do środka. Nie ma prawie nikogo. Od razu przy barze widzę Alice, jej przyjaciółkę. Szybko do niej podchodzę.
- Gdzie jest Ada? – pytam zdenerwowany. Ona podnosi zdezorientowana wzrok. – Gdzie Ada? – powtarzam.
- Skąd niby mam to wiedzieć?
- Bo się przyjaźnicie? – prycham.
- Wy podobno też – krzyżuje ręce na klatce piersiowej. Ignoruję to zdanie.
- Sąsiedzi mówią, że widzieli jak wychodziła z bloku z walizką. O co chodzi do cholery? – syczę.
- No to może do niej zadzwoń – ironizuje. – Założę się, że dopiero sobie o niej przypomniałeś, a jej nie ma już od ponad tygodnia. Brawo, wspaniały z ciebie „przyjaciel”. A gdybyś był domyślny to wiedziałbyś dlaczego wyjechała – warczy wściekła.
- Jak widać nie jestem.
- Jak widać! – nie wytrzymuje i krzyczy wyrzucając ręce do góry. – Na maksa mnie wkurwiasz Piano. Na maksa. – cedzi przez zęby. – Tolerowałam cię tylko dlatego, że Ada się z tobą przyjaźniła. Jesteś wkurwiającym zapatrzonym tylko w siebie egocentrycznym dupkiem, który uważa, że wszyscy mają wokół ciebie skakać i być na każde skinienie. Niestety nie każdy chce być traktowany jak rzecz, po którą można sobie sięgnąć kiedy się zapragnie, a kiedy nie ma się już ochoty to odłożyć na półkę. Nienawidzę cię za to jaki jesteś i za to co zrobiłeś. To przez ciebie kretynie Ada wyjechała. Myślisz, że fajnie być tak traktowanym jak ty z nią postępowałeś? Myślisz, że tak jest fajnie?! Postaw się na jej miejscu. Ona wytrzymała tak 4 lata. 4 pieprzone lata. Cud, że wcześniej nie uciekła. Lepiej zostaw ją w spokoju bo jak się dowiem, że ją znalazłeś to marny twój los. Ona ma do ciebie o tobie zapomnieć. Zapomnieć, że kiedyś znała takiego kogoś jak Matteo Piano. Rozumiesz? Zostaw ją w spokoju. – rzuca ścierką na blat i znika na zapleczu.
Stoję jeszcze dłuższą chwilę w miejscu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Lepiej będzie zapaść się pod ziemię czy może od razu strzelić sobie w łeb?
Odrętwiałym krokiem wychodzę z baru i wsiadam do samochodu. Jadę do domu po czym gdy już się tam znajduję rzucam się na kanapę i podkładam ręce pod głowę.
Ona naprawdę przeze mnie wyjechała? Jak mogłem coś takiego zrobić? Co za kretyn ze mnie. Dopiero kiedy wyjechała uświadomiłem sobie jak podle ją traktowałem. Jestem skończonym sukinsynem. Alice ma rację. Cud, że Ada nie wyjechała wcześniej. Ona tak kochała to miasto, a teraz kojarzyć się jej będzie tylko z wylanymi przeze mnie łzami i zmarnowanymi latami. Ja chyba nie wytrzymałbym nawet roku w takiej sytuacji w jakiej ja ją stawiałem przez tyle czasu. Czy ja naprawdę muszę być takim dupkiem?
Teraz dopiero dociera do mnie, że cały czas dawałem jej nadzieje na coś poważniejszego między nami, a potem wyskakiwałem z jakąś nową laską. Nawet nie mogę się doliczyć ile razy w ten sposób musiałem złamać jej serce. Luiza była chyba ostatnim razem… Tylko skąd ona się o niej dowiedziała. Przecież poznaliśmy się dzień przed meczem… Mecz. Musiała być na meczu i widzieć jak się całujemy. Piano ty idioto. Straciłeś właśnie najwspanialszą przyjaciółkę na ziemi. Chyba nieodwracalnie.
Powinienem jej szukać i przeprosić czy pozwolić zapomnieć jak mówiła Alice? Najlepiej chyba będzie jeśli już nic nie będę robił bo ostatnio wychodzi mi to wyjątkowo źle.
----
No to jest takie cuś z perspektywy Matteo. Następny rozdział pewnie gdzieś w przyszłym tygodniu :)
Pozdrawiam ;**
Po kilku dniach Luiza zaczyna mi się nudzić. Jest taka sama jak wszystkie poprzednie. Cały czas tylko mi potakuje, zgadza się na wszystko jakby nie miała własnego zdania. Coraz częściej zaczynam faktycznie myśleć, że Ada miała rację mówiąc mi, że te wszystkie dziewczyny chcą tylko pobyć chwilę „na slonach” co przecież w związku z siatkarzem jest raczej trudno bo nikt nas tutaj na żadne ścianki do pozowania nie zaprasza. Zaczyna mi brakować jakiejś sprzeczki po której mógłbym trzasnąć drzwiami, a ona krzyknęłaby „Oczywiście! Rozpierdol drzwi kretynie! Przecież stać mnie na nowe!” Chyba myślała, że tego nie słyszę, ale zawsze stoję jeszcze kilka sekund pod drzwiami i słucham jak wściekła mnie wyzywa. Chce mi się wtedy śmiać bo gdy jest zdenerwowana to robi się bardzo urocza.
Po treningu wsiadam w swoje wypasione auto i jadę pod blok Brasi. Wychodzę z pojazdu i wkraczam do budynku. Dzwonię do jej mieszkania kilkanaście razy i wtedy zerkam na zegarek. Jest po 12, powinna być przecież jeszcze w domu.
- Szuka pan, pani Adrianny? – pyta starszy pan stający przy drzwiach obok.
- Tak. – odpowiadam.
- Od kilku dni jej już nie widziałem. – przekręca klucz w swoim drzwiach. – Jedna sąsiadka mówiła, że widziała jak wychodziła stąd z walizką.
- Z walizką? – dziwię się. Jaką walizką do cholery? - Dziękuję za informację, miłego dnia. – mówię.
- Nawzajem – odpowiada staruszek i wchodzi do mieszkania, a ja zbiegam po schodach i wychodzę z budynku. Wsiadam w samochód i szybko jadę pod bar, w którym pracowała. Wbiegam do środka. Nie ma prawie nikogo. Od razu przy barze widzę Alice, jej przyjaciółkę. Szybko do niej podchodzę.
- Gdzie jest Ada? – pytam zdenerwowany. Ona podnosi zdezorientowana wzrok. – Gdzie Ada? – powtarzam.
- Skąd niby mam to wiedzieć?
- Bo się przyjaźnicie? – prycham.
- Wy podobno też – krzyżuje ręce na klatce piersiowej. Ignoruję to zdanie.
- Sąsiedzi mówią, że widzieli jak wychodziła z bloku z walizką. O co chodzi do cholery? – syczę.
- No to może do niej zadzwoń – ironizuje. – Założę się, że dopiero sobie o niej przypomniałeś, a jej nie ma już od ponad tygodnia. Brawo, wspaniały z ciebie „przyjaciel”. A gdybyś był domyślny to wiedziałbyś dlaczego wyjechała – warczy wściekła.
- Jak widać nie jestem.
- Jak widać! – nie wytrzymuje i krzyczy wyrzucając ręce do góry. – Na maksa mnie wkurwiasz Piano. Na maksa. – cedzi przez zęby. – Tolerowałam cię tylko dlatego, że Ada się z tobą przyjaźniła. Jesteś wkurwiającym zapatrzonym tylko w siebie egocentrycznym dupkiem, który uważa, że wszyscy mają wokół ciebie skakać i być na każde skinienie. Niestety nie każdy chce być traktowany jak rzecz, po którą można sobie sięgnąć kiedy się zapragnie, a kiedy nie ma się już ochoty to odłożyć na półkę. Nienawidzę cię za to jaki jesteś i za to co zrobiłeś. To przez ciebie kretynie Ada wyjechała. Myślisz, że fajnie być tak traktowanym jak ty z nią postępowałeś? Myślisz, że tak jest fajnie?! Postaw się na jej miejscu. Ona wytrzymała tak 4 lata. 4 pieprzone lata. Cud, że wcześniej nie uciekła. Lepiej zostaw ją w spokoju bo jak się dowiem, że ją znalazłeś to marny twój los. Ona ma do ciebie o tobie zapomnieć. Zapomnieć, że kiedyś znała takiego kogoś jak Matteo Piano. Rozumiesz? Zostaw ją w spokoju. – rzuca ścierką na blat i znika na zapleczu.
Stoję jeszcze dłuższą chwilę w miejscu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Lepiej będzie zapaść się pod ziemię czy może od razu strzelić sobie w łeb?
Odrętwiałym krokiem wychodzę z baru i wsiadam do samochodu. Jadę do domu po czym gdy już się tam znajduję rzucam się na kanapę i podkładam ręce pod głowę.
Ona naprawdę przeze mnie wyjechała? Jak mogłem coś takiego zrobić? Co za kretyn ze mnie. Dopiero kiedy wyjechała uświadomiłem sobie jak podle ją traktowałem. Jestem skończonym sukinsynem. Alice ma rację. Cud, że Ada nie wyjechała wcześniej. Ona tak kochała to miasto, a teraz kojarzyć się jej będzie tylko z wylanymi przeze mnie łzami i zmarnowanymi latami. Ja chyba nie wytrzymałbym nawet roku w takiej sytuacji w jakiej ja ją stawiałem przez tyle czasu. Czy ja naprawdę muszę być takim dupkiem?
Teraz dopiero dociera do mnie, że cały czas dawałem jej nadzieje na coś poważniejszego między nami, a potem wyskakiwałem z jakąś nową laską. Nawet nie mogę się doliczyć ile razy w ten sposób musiałem złamać jej serce. Luiza była chyba ostatnim razem… Tylko skąd ona się o niej dowiedziała. Przecież poznaliśmy się dzień przed meczem… Mecz. Musiała być na meczu i widzieć jak się całujemy. Piano ty idioto. Straciłeś właśnie najwspanialszą przyjaciółkę na ziemi. Chyba nieodwracalnie.
Powinienem jej szukać i przeprosić czy pozwolić zapomnieć jak mówiła Alice? Najlepiej chyba będzie jeśli już nic nie będę robił bo ostatnio wychodzi mi to wyjątkowo źle.
----
No to jest takie cuś z perspektywy Matteo. Następny rozdział pewnie gdzieś w przyszłym tygodniu :)
Pozdrawiam ;**
Składam protest: dlaczego tak krótko? Powinno być przynajmniej dwa razy dłużej! A co do rozdziału: szybki ten Matteo, naprawdę. Niech się chłopak szybko ogarnie i szuka Ady, no.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny:D
Jeju w końcu sie otrząsnął chłopak :D Rozdzial Boski jak zwykle :* No i czekam na dalszy rozwój sytuacji :* Do następnego :* <3
OdpowiedzUsuń