niedziela, 24 stycznia 2016

Specyficzność trzecia

W sobotę idę do pracy na poranną zmianę by potem móc iść na mecz więc za barem stałam od godziny 8 do 16 po czym szybko znajduję się w mieszkaniu gdzie robię mocniejszy makijaż i się przebieram. Mam dylemat czy założyć koszulkę z numerem 1, ale ostatecznie ubieram po prostu koszulkę w barwach klubu.

Wychodzę z mieszkania i po 10 minutach jestem pod halą i wtedy orientuję się, że nie mam biletu. Pędem gnam z powrotem do mieszkania by zabrać go z komody i dopiero wtedy, 5 minut przed rozpoczęciem meczu mogę wejść do hali po czym odnaleźć i zająć swoje miejsce.
Długi, emocjonujący i wspaniały mecz podczas, którego można było zobaczyć mnóstwo dobrej siatkówki kończy się wynikiem 3:2 dla gospodarzy, a najbardziej wartościowym zawodnikiem spotkania zostaje Piano. W środku cieszę się jak małe dziecko z nowej zabawki, ale na zewnątrz nic po sobie na pokazuję. Kiedy kibice zaczynają się powoli rozchodzić lub stają przy bandach by wziąć autograf od siatkarzy ja również narzucam na siebie bluzę i schodzę z trybun. Już mam kierować się w stronę Matteo kiedy widzę jak jakaś brunetka rzuca mu się na szyję po czym namiętnie całuje. Ona jest cała w skowronkach, on zresztą też. Ta scena łamie mi serce na milion kawałeczków.
Jestem taka głupia i naiwna.
Co ty jeszcze robisz w Modenie, bella?  -  w głowie niczym echo rozbrzmiały mi słowa Vita. Co ty robisz w Modenie?
Zaciskam powieki i pięści po czym szybkim krokiem wychodzę z budynku. Patrzę na zegarek, jest 20:35 po dziesięciu minutach jestem pod barem. Wchodzę głównymi drzwiami.
- Cześć Ada! – woła do mnie Vit, ale nie zwracam na niego uwagi i idę prosto do gabinetu szefa. Wchodzę bez pukania.
- Chciałabym odejść z pracy. – mówię z marszu. Salvatore jest w szoku i patrzy na mnie zdziwiony chyba do granic możliwości.
- Co? Dlaczego? Ada? Coś się stało? –pyta.
- Sprawa osobista. Chciałabym złożyć rezygnację.
- Czy to na 100% pewne?
- Tak – myślę, że tak. Mówię zdecydowanie.
-  Nie zmienisz swojej decyzji? – kręcę głową - Ani nie powiesz mi co jest nią spowodowane? – powtarzam gest. – Ale pamiętaj, że gdybyś jeszcze chciała kiedyś wrócić do zespołu to drzwi stoją przed tobą otworem.
- Dziękuję, Salvi – rozklejam  się i przytulam mężczyznę.
- Wszystko będzie dobrze, kochanie. Tylko w to uwierz – mówi cicho.
- Dziękuję – powtarzam.
5 minut później wychodzę z pomieszczenia, a potem z budynku, ale zanim się oddalę dogania mnie Vit i łapie mnie za ramię po czym szybkim ruchem odwraca w swoją stronę.
- Co się stało?
- Wyjeżdżam – odpowiadam wymijająco.
- Dokąd?
- Nie wiem jeszcze.
- Zamierzałaś się pożegnać?
- Vit, muszę to przemyśleć. Odpocząć od tego wszystkiego. Jak się ogarnę to dam wam znać. Uściskaj ode mnie Alice. – przytulam go mocno na pożegnanie i odchodzę.
- Ada! – odwracam się. – Nie rób niczego głupiego, a jakbyś chciała pomilczeć to wiesz gdzie mieszkam.
- Dziękuję ci, Vit – mówię ze łzami w oczach i odchodzę.
Gdy docieram do mieszkania spostrzegam, że policzki mam całe mokre od łez. Wchodzę szybko do bloku po czym wbiegam po schodach na drugie piętro i otwieram mieszkanie.  Zamykam drzwi i opieram się o nie plecami po czym targana szlochem osuwam się na podłogę. Podciągam kolana do brzucha i płaczę. Nie wiem ile. Nie mam pojęcia.

W pewnym momencie budzę się.
- Musiałam zasnąć – mruczę do siebie i przecieram twarz. W mieszkaniu jest nadal ciemno, patrzę na zegarek, który mam na nadgarstku, jest 4:15. Wstaję na zmęczonych i miękkich nogach po czym kieruję się do sypialni gdzie kładę się na łóżko i niemal od razu znowu zasypiam. Jestem wymęczona i mam wrażenie jakbym chciała przespać resztę swojego życia.
Tak się jednak nie dzieję. Budzę się kilka godzin później, dokładniej o 10:05 i przewracam się na plecy. Ukrywam twarz w dłoniach i przymykam oczy. Wzdycham głęboko. Odciągam dłonie i patrzę w sufit. Tak naprawdę to nie chcę stąd wyjeżdżać. Tak cholernie nie chcę. Jest mi tutaj bardzo dobrze. I tak strasznie boję się tego co spotka mnie poza Modeną.  Ale wiem równocześnie, że jeśli tu zostanę Matteo nadal będzie mnie ranił. Nieświadomie, ale bardzo dotkliwie. A może sama siebie ranię? Tym, że już dawno nie powiedziałam mu co do niego czuję. Jakby mnie odrzucił to bym się otrząsnęła, a tak… Tak to jest do dupy. 
W końcu zbieram się w sobie idę do łazienki. Tam o mało nie dostaje zawału na swój widok. Wchodzę pod prysznic gdzie ciepła woda, przyjemnie ogrzewa moje ciało. Kiedy czeszę włosy słyszę dzwonek do drzwi. Nie chcę się z nikim widzieć, więc nie idę otwierać jednak gość jest bardzo uparty i dzwoni jeszcze kilkanaście razy. W końcu niechętnie wychodzę z łazienki już ubrana i z mokrymi włosami otwieram drzwi. Stoi przede mną Alice.
- Co ty sobie wyobrażasz?!  - wkracza od razu do środka i wyrzuca ręce w powietrze. – Gdzie ty chcesz dziewczyno jechać co? Chcesz nas tu zostawić? Bez słowa?! Tak po prostu po 4 latach nagle wyjechać? Ada co się z tobą dzieje? – łapie mnie za dłonie i patrzy mi w oczy. W moich stają łzy. W jej też. Przytulam się mocno do niej. – Mała, nie płacz. Tylko nie płacz. – głaszcze mnie po włosach i plecach. Nie wiem ile tak stoimy, ale wypłakuję kolejny strumień łez.
- Przepraszam, Alice. Ja… tak dużo mnie przytłacza… - jąkam się.
- Chodzi o Matteo? – pyta z wahaniem. – To przez niego wyjeżdżasz, prawda? – nic nie odpowiadam - Przez niego – stwierdza. Jej głos się zmienia, a ona cała się spina.
- Nie, Al, nie przez niego. Po prostu muszę sobie parę spraw poukładać.
- Przestań chrzanić – warczy. – Znalazł sobie kolejną lalunię, a ciebie znowu odstawił na dalszy tor. – zaciska dłonie w pięści. – Chętnie bym mu tą mordę obiła. Najlepiej deską.
- Alice, zostaw Matteo w spokoju. Muszę odpocząć.
- Nieprawda – mówi. – Wiedziałam, że tak będzie, że w końcu nie wytrzymasz tego. Przecież ten dupek cały czas po prostu bawi się twoimi uczuciami!
- Ali, chciałabym się spakować. – wtrącam cicho.
- Powiesz mi chociaż dokąd jedziesz? – mówi łagodnie, teraz znowu smutnymi oczami patrząc na mnie.
- Nie wiem tego jeszcze.
- A jeśli będziesz już wiedziała to zadzwonisz? – pyta z nadzieją.
- Zadzwonię do was – obiecuję łamiącym się głosem i przełykam gulę w gardle.  – Okropnie będę za wami tęsknić. Za tobą, za Vitem, za Salvatore, za Orazio – uśmiecham się przez łzy. Za Matteo też. Ale tego już nie mówię na głos bo znowu zaczynam płakać, choć myślałam, że limit łez już wyczerpałam. Przytulam przyjaciółkę i o mało nie mdleję gdy się od niej odsuwam.
- Kiedy ostatnio coś jadłaś? – pyta prowadząc mnie do kuchni.
- Wczoraj, po południu – odpowiadam.
- Matko kochana, przecież tak nie można. Musisz jeść. – szybko przygotowuje mi talerz kanapek, który razem jemy, a ona pół godziny później wychodzi. Zostawiając mnie samą ze swoimi myślami i walizką, którą muszę spakować, aby gdzieś poza Modeną rozpocząć coś w stylu nowego życia.
Bez dziwnych relacji z Matteo.
Godzinę później stoję już na dworcu i czekam na pociąg. Nie wiem dokąd. Czekam na pierwszy lepszy. Mam nadzieję, że do lepszego życia.


---
No to bum :D Ada wyjeżdża, zobaczymy co z tego wyniknie, nie? ;)
Do następnego, ściskam :**

piątek, 15 stycznia 2016

Specyficzność druga

Budzę się i wyciągam rękę by przytulić się jeszcze do Matteo i pospać dłużej jednak moja dłoń opada na zimną poduszkę. Wyczuwam kartkę. Otwieram oczy i patrzę na

                      "Lecę na trening. Tylko nie śpij za długo bo się spóźnisz :P" - czytam.
Na moją twarz wpływa delikatny uśmiech.
Ależ ja jestem naiwna. Tak cholernie naiwna.
Patrzę na zegar i widzę, że jest już po 12. Wstaję i kieruję się do łazienki. Biorę prysznic po czym czeszę się i robię makijaż. Następnie przygotowuję sobie duże śniadanie bo jestem przeraźliwie głodna po czym konsumuję to sprawdzając wiadomości na Internecie i swoją tablicę na Facebooku. Przy okazji sprawdzam jeszcze datę najbliższego meczu Modeny i dowiaduję się, że odbędzie się on w sobotę. Udaje mi się jeszcze zarezerwować bilet po czym zamykam laptopa i ubieram buty po czym wychodzę. Żwawym krokiem przemierzam uliczki miasta i wreszcie docieram do pracy. Ubieram fartuch i wchodzę na salę po czym staję za barem i witam się z Vitem, a następnie z Alice, która przynosi zamówienie do kuchni.
- Masz dzisiaj jakiś dobry humor - stwierdza.
- A czy to zakazane? - uśmiecham się figlarnie patrząc na niego i nalewając piwa klientowi.
- Nie, tylko - urywa i opiera się łokciami o kontuar i dopiero wtedy z powrotem na mnie patrzy i kontynuuje. - Tylko wczoraj się tak ze wszystkiego nie cieszyłaś, a skoro dzisiaj przychodzisz do pracy radosna to znaczy tylko tyle, że spotkałaś się z Matteo. W nocy.
Patrzę na niego zdziwiona. Niewiarygodne. Czyta we mnie jak w otwartej księdze.
- Czyli mam rację - prostuje się.
- Nie prawda. Nie mogę mieć dobrego humoru, tak po prostu? - burczę i patrzę na swoje paznokcie.
- Nie zaprzeczaj. A podobno kobiety są skomplikowane. - Przenosi wzrok na salę i gości siedzących przy stolikach. - Ty temu zaprzeczasz. Tak bardzo uwidaczniasz swoje emocje na zewnątrz, że nie trzeba pytać i od razu wiadomo co się stało. Przynajmniej ja tak mam bo znam cię od kilku dobrych lat, ale myślę, że również Alice wie co się dzieje już zanim zapyta.
- Jesteście niewiarygodni - kręcę z niedowierzaniem głową. - Na prawdę tak jest?
- Gdyby tak nie było to bym tego nie mówił, nie? - patrzy na mnie z ukosa, a ja przenoszę wzrok na drzwi wejściowe. Milczymy dłuższą chwilę obsługując klientów. Jestem wezwana do kuchni by pomóc w roznoszeniu zamówień, a Vit w tym czasie cały czas stoi za barem nalewając do kufli piwa, robiąc drinki lub podając napoje bezalkoholowe. Kiedy sala pustoszeje jak zwykle zostajemy we dwójkę by umyć szklanki oraz postawić krzesła na stoły i zmyć podłogę.

Przejeżdżam mopem wokół baru i tym samym kończę mycie podłogi. Wchodzimy razem do pokoju dla personelu po czym zdejmujemy fartuchy.
- Ada?
- Słucham? - unoszę na niego wzrok znad mojej torebki. Wzdycha.
- Mówię ci. Daj sobie z nim spokój. Nie widzisz, że zawsze jest jedna i ta sama śpiewka? On zrywa ze swoją lalą, przychodzi do ciebie, kłócicie się, ty jesteś wściekła, smutna i nie do życia, on cię przeprasza, lądujecie w łóżku i jesteś "szczęśliwa" - nakreśla w powietrzu cudzysłów - przez dwa, trzy dni dopóki on znowu nie znajduje sobie kolejnej dziewczyny, a ty przeżywasz ją jak każdą poprzednią, ale nie powiesz mu, że ci na nim zależy bo nie i już, a potem historyjka leci od nowa.
W tym właśnie momencie Vit streścił mi ostatnie 4 lata mojego życia. I znowu to robi. Mówi coś do czego ja bym nie doszła. Lub nie chciałabym by to się stało.
- Nie zależy mi na nim - prycham. - W tym sensie, o którym mówisz. Matteo jest tylko moim przyjacielem.
- Takim "tylko przyjacielem", że szlag cię trafia jak widzisz go z inną? - kpi ze mnie brunet. Warczę pod nosem.
- Nie prawda.
- Ada przestań zachowywać się jak dziecko i dorośnij wreszcie. Dorośnij  do świadomości, że się w nim zakochałaś. A jak mu tego nie powiesz to wyleci znowu do Rosji albo nie wiadomo gdzie z kolejną niunią i tyle go będziesz widziała. Nie ma tu wiecznego kontraktu. Pamiętaj o tym - podchodzi do drzwi i oboje wychodzimy. Vit zamyka lokal, a ja wciąż trawię w głowie jego słowa. Przez połowę drogi milczymy. Brunet powiedział mi co miał do powiedzenia i teraz czeka na moją rekację, a zaprzeczenie jego słów na pewno by go nie usatysfakcjonowało, zwłaszcza, że dobrze wiem, że to nie prawda.
- Ale przecież on nic do mnie nie czuje, jestem tylko... - zaczynam.
- A zapytałaś? - wcina mi się w słowo doszczętnie niszcząc cały plan rozegrania tej rozmowy. - Właśnie. Nie zapytałaś więc nie wiesz. Błądzisz jak dziecko we mgle. Jednego dnia z nim śpisz, a drugiego w myślach wyzywasz od idiotów bo znalazł sobie kolejną. Krążysz wokół niego jak satelita. Chcesz tego? - patrzy mi prosto w oczy kiedy zatrzymujemy się przed moim blokiem. - Być z nim tylko wtedy kiedy on nie ma przy sobie nikogo innego? Chcesz żeby traktował cię jak gazetę, po którą może sięgnąć wtedy kiedy ma na to ochotę i wie, że nigdy mu nie odmówisz? A jak już odpowiesz sobie na te pytania to zadaj sobie jeszcze jedno i na nie też odpowiedz. Mianowicie: co ty tu jeszcze robisz Ada? Dlaczego nie ma cię setki kilometrów stąd z normalnym facetem, może już narzeczonym, w odpowiednim dla ciebie miejscu? Przemyśl to sobie. I pamiętaj, że nie mówię ci tego wszystkiego bo chcę cię koniecznie zdołować lub ci jakoś dopiec. Mówię ci to wszystko bo chcę, abyś była wreszcie szczęśliwa. Tak na prawdę szczęśliwa. Do jutra, mała - całuje mnie w policzek, a ja stoję jeszcze kilka minut w tym samym miejscu nie mogąc wyjść z osłupienia, w które wprowadziły mnie słowa Vita.
Wchodzę do mieszkania, jem na szybko bagietkę po czym biorę prysznic i czysta oraz pachnąca leżę na swoim łóżku z rękami pod głową i wpatruję się w sufit.
Wciąż są tu jeszcze ślady po Matteo z zeszłego dnia. Na fotelu zostawił swoją bluzę, którą szczerze uwielbiam bo pachnie jego cudownymi perfumami, a na poduszce można jeszcze wyczuć zapach jego perfum. Na stoliku stoi pusta butelka po winie.
Myślę. Zastanawiam się. Kontempluję. Nad czym? Nad swoim beznadziejnym życiem. Bynajmniej nie chodzi tu o pracę bo z niej jestem zadowolona. Mam świetnego szefa w kontaktach z którym nie mam najmniejszych problemów. Pracuję ze świetnymi ludźmi. Vit i Alcie to moi najlepsi przyjaciele. Ali teraz może jest trochę bardziej skupiona na Orazio, ale cieszę się, że jest szczęśliwa. Przynajmniej jedna z nas. No i płacą też nie najgorzej. Tutaj wszystko jest w porządku.
O wiele większy bajzel mam w swoim życiu prywatnym. Mieszkam tutaj sama z dala od jedynej rodziny, czyli babci, która mieszka na drugim końcu kraju w Crotone. Rodzice zginęli w wypadku, rodzeństwa nie mam. Zdecydowanie największy bajzel to przystojny siatkarz imieniem Matteo. Mam sobie z nim dać spokój? Vit chyba nie ma kompletnego pojęcia o czym mówi. Jestem od niego uzależniona i tak cholernie do niego przywiązana. Faktycznie... "to" co jest pomiędzy nami jest okropnie skomplikowane. Tak skomplikowane, że ja sama się w tym pogubiłam. On nigdy nie dawał mi żadnych znaków, że czuje do mnie coś więcej niż przyjaźń, a nasz seks nic dla niego nie znaczy. Staram się nie zwracać uwagi na jego wszystkie dziewczyny bo zawsze mam tą nadzieję, że w żadnej nie zakocha się na dobre i zawsze po kłótni wróci do mnie z butelką czerwonego wina.
Nie chcę mu powiedzieć, ba! Nie chcę się do tego przed sobą przyznać, ale faktycznie, zakochałam się w nim i faktycznie szlag mnie jasny trafia gdy widzę jak jakaś inna dziewczyna go całuje czy się do niego klei. Kiedy natomiast raczy mnie opowieściami o niej po prostu udaję, że słucham, natomiast w środku aż się gotuję, ale zamiast mu coś powiedzieć podziwiam kolory ścian, lub skupiam się tylko na jedzeniu, zależy gdzie przyjdzie mu ochota o niej nawijać. Czasem mam ochotę wykrzyczeć mu wtedy w twarz, że nie chcę dłużej słuchać o jego dziewczynach bo najchętniej sama bym nią została, ale z reguły do osób odważnych i śmiałych nie należę.
Czy krążę wokół niego jak satelita? Chyba niestety nie da się zaprzeczyć, a tym bardziej ukryć. Nasze relacje są jakie są i nie zanosi się żeby się zmieniły. Czy tego chcę? Jasne, że chciałabym go mieć na wyłączność, ale nie można mieć wszystkiego, a my zwyczajnie do siebie nie pasujemy. Jako przyjaciele wyglądamy znaczniej lepiej. Ada, czy możesz łaskawie przestać pierdolić? "Jako przyjaciele wyglądamy znacznie lepiej" Chyba ci się całkiem na łeb rzuciło! Co to w ogóle znaczy do jasnej cholery?!
"Dlaczego nie ma cię setki kilometrów stąd z normalnym facetem, może już narzeczonym, w odpowiednim dla ciebie miejscu?" Co to znaczy, "odpowiednim dla mnie miejscu z normalnym facetem"? Gdzie jest to odpowiednie dla mnie miejsce? Na drugim krańcu Włoch? Może od razu na innym kontynencie? Mam teraz nagle wyjechać? Po czterech latach mam to tak po prostu rzucić i wyjechać nie wiadomo dokąd? Kiedy tu mam pracę, mieszkanie i przyjaciół? I Matteo. Na pewno nie. Nie mogłabym. Jestem osobą, która bardzo mocno przyzwyczaja się do osób czy miejsc i nie wyobrażam sobie po tych czterech latach wyjechać w nieznane i zaczynać wszystko od nowa. Vit żyje chyba w całkiem innej rzeczywistości. Ja natomiast mam swoją specyficzną rzeczywistość i specyficzną relację z Piano.
--

Wiem również, że rozdziały nie powalają długością, ale tak właśnie jest z historiami, na które wena przychodzi w nocy. Także ten, mam nadzieję, że chociaż jakością jako tako się bronią :)

Jeżeli gdzieś zamiast "Matteo" jest "Bruno" to przepraszam, ale nie dostrzegłam. Ten tydzień mnie wymęczył totalnie, a jutro spróbuje dokończyć rozdział u Eleny bo nie miałam czasu ani weny :/
Także, przepraszam i mam nadzieję, że wpadniecie ;)
Pozdrawiam ;**

sobota, 9 stycznia 2016

Specyficzność pierwsza

Budzi mnie światło słoneczne wpadające do mojego pokoju. Mrużę oczy i przewracam się na drugą stronę, twarzą do ściany. Wzdycham głęboko po czym wsadzam rękę pod poduszkę i szukam komórki po omacku. Kiedy ją znajduję odblokowuję klawiaturę i sprawdzam godzinę, 11:12. Odkładam urządzenie na szafkę nocną po czym podnoszę się do pozycji siedzącej i przeciągam na wszystkie strony ziewając. Wstaję, poprawiam luźną koszulkę zabieram ciuchy do przebrania i wychodzę z pokoju. Przemierzam korytarz z na wpół przymkniętymi oczami udając się do łazienki bo z rana, zanim się tam nie znajdę jestem praktycznie nieprzytomna lecz mój węch i słuch każą mi się zatrzymać na środku korytarza i spojrzeć do kuchni. Co tam widzę? Matteo Piano stoi sobie w mojej kuchni, słucha radia i robi naleśniki.
Ignoruję go i idę do łazienki. Zamykam drzwi trzaskając nimi i wykonuję poranną toaletę.
Gdy kończę wchodzę do kuchni, gdzie Matteo siedzi przy stole i zjada przygotowane przez siebie śniadanie oraz czyta gazetę. Bezceremonialnie nalewam sobie soku do szklanki. W końcu to moja kuchnia. Tak czy nie?
- To, że masz klucze do mojego mieszkania nie znaczy wcale, że możesz tu sobie przychodzić kiedy ci się żywnie podoba - mówię.
- A mi się wydawało, że po to mi je dałaś - unosi na mnie wzrok.
- Dałam ci je dawno temu w kryzysowej sytuacji.
- Nie pożegnałem się przed wyjazdem na mecz więc w ramach przeprosin zrobiłem ci śniadanko. - zmienia temat.
- Łżesz w żywe oczy Piano - mrużę swoje ślepia. - Po prostu miałeś pustą lodówkę - wzdycham i opadam na krzesło na przeciwko niego sięgając po naleśnika.
- Nie potwierdzam, nie zaprzeczam.
Siedzimy chwilę w milczeniu konsumując przygotowany przez siatkarza posiłek, który na prawdę jest całkiem niezły.
- Jak tam z tobą i miłością twojego życia… Jak jej to było? Silvia? - pytam oblizując palce z konfitury.
- Silvia to już przeszłość - wzrusza ramionami.
- I dlatego wpadłeś do mnie robić naleśniki? - kontynuuję oblizując najmniejszego palca. - Tak na odreagowanie stresów?
- Jesteś moją przyjaciółką. Przerabiamy to co przynajmniej raz w miesiącu.
- Nie chciałbyś się wreszcie ustatkować? - unoszę lekko brwi. - Każda kolejna, którą poznałeś była "tą jedyną" - kreślę cudzysłów w powietrzu.
- Kocham piękne kobiety.
- A one kochają twoją kasę - odpowiadam bez emocji wywracając oczami. - Nie zauważasz tego? - wstaję od stołu by włożyć brudne naczynia do zlewu, a potem opieram się o parapet i kładę też tam swoje dłonie.
- Czy to coś złego?
- Kompletnie nic - prycham. - Ty jesteś z nimi bo mają ładne buźki, a one są z tobą żeby pobyć chwilę na salonach i choć przez moment stać się wybrankami "tego" Matteo Piano, a potem pojawić się na okładce jakiegoś szmatławca.
- Taki już jestem, Ada - warczy. - Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało.
- Od zawsze mi to przeszkadzało, Matteo tylko trzymałam język za zębami bo jestem twoją przyjaciółką i nie chciałam ci tego wszystkiego mówić.
- No to może trzeba było powiedzieć. Ale wiesz co? Nie obchodzi mnie twoje zdanie. Ani trochę. Tak na prawdę to mam głęboko w poważaniu co myślisz i mówisz - mówi zimno i wstaje od stołu po czym wychodzi.
- Obchodzi cię w ogóle zdanie kogokolwiek?! - gestykuluję rękami - Oczywiście! Rozpierdol drzwi kretynie! Przecież stać mnie na nowe! - krzyczę jeszcze za nim, ale wiem, że tego nie usłyszy. - Dupek - mruczę pod nosem. Czasem mam go serdecznie dość. Serdecznie. Kłócimy się często, ale szybko się godzimy. Rzucamy słowa, których przyjaciele nie powinni mówić, a potem po prostu o nich zapominamy. Tacy jesteśmy. Niestety.

W barze mam się pojawić o 17 więc zanim tak się stanie to żeby nie myśleć o siatkarzu zaczynam sprzątać mieszkanie. Czy to nie dziwne, że sprzątam je tylko wtedy kiedy pokłócę się z Włochem? Bo mi się wydaję, że to faktycznie trochę dziwne. Nawet bardzo.
Powiedzmy, że jesteśmy bardzo specyficzni.
O 16, kiedy posprzątałam już mieszkanie i zrobiłam zakupy zaczynam szykować się do pracy. Przebieram się, czeszę i robię makijaż po czym zakładam buty, biorę torebkę i wychodzę z mieszkania zamykając je. Przemierzam uliczki Modeny mijając również halę pod którą jest mnóstwo samochodów co świadczy o treningu zawodników tutejszego klubu siatkarskiego. Odnajduję wzrokiem auto Piano, a potem nawet jego samego wychodzącego z budynku. Odwracam wzrok i po 5 minutach jestem już w barze.
Przebieram się i kiedy wiąże włosy w kok do pomieszczenia z sali wpada Alice i gdy tylko mnie widzi zaczyna piszczeć i wyciąga przed siebie dłoń. Podzielam jej entuzjazm i piszczę razem z nią ciesząc się jej szczęściem z Orazio.
- Gratuluję ci kochana! - mówię przytulając ją mocno. - Cieszę się niesamowicie. Jesteście wspaniałą parą. Opowiadaj jak to zrobił - sadzam ją na krześle i sama siadam obok wbijając w nią wzrok.
- Zawsze był kreatywny, ale tym razem przeszedł samego siebie - zaczyna. - Najpierw zabrał mnie na piknik na polankę, a potem zaczął mnie gdzieś ciągnąć i okazało się, że on umie latać balonem - wytrzeszczam oczy, a blondynka się śmieje - Też podobno miałam taką minę jak to zobaczyłam. Weszliśmy do tego balonu, a gdy lecieliśmy nad miastem podziwiając piękną panoramę, on uklęknął i - znów zapiszczała i tym razem to ja zaczęłam się śmiać.
- Cieszę się bardzo. Na prawdę. - łapię ją za dłoń.
- Jak już zdała ci relację to zapieprzaj do roboty - naszą rozmowę przerywa Vit, stający w drzwiach.
- Już, już - wykrzywiam mu się, a on odpowiada mi tym samym po czym wychodzę z pomieszczenia uprzednio żegnając się z Alice, która wraca już do domu. Zaczynam zapisywać zamówienia i zbierać naczynia ze stolików oraz roznosić nowe. Uwijamy się jak w ukropie bo dzisiaj piątek co równa się: wzmożona liczba gości chcących odreagować tydzień.
- A jak tam z tobą i tym twoim przyjacielem? - pyta mnie w pewnym momencie Vit kiedy sala jest już pusta. Ja przecieram stoliki mokrą ścierką i stawiam na nich krzesła, a on myje szklanki.
Unoszę wzrok i patrzę na niego.
- Co ma być? - pytam.
- No nic - wzrusza ramionami - tak tylko pytam bo w sumie to mi się wydawało, że wy to para jakaś jesteście. Pochrzaniona, ale jednak para. Ale ostatnio widziałem go na mieście z jakąś lalunią więc w końcu nie wiem - patrzy na mnie przenikliwie odkładając naczynie pod blat.
- Nie jesteśmy parą i nigdy nie byliśmy. - Mówię stanowczo. - Przecież jego nie obchodzi niczyje zdanie. - mruczę.
- Znowu się pożarliście?
- A my w ogóle robimy co innego? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Myślałem, że od dawna ze sobą kręcicie. 
- Lepiej nie myśl.
- Nie obrażaj się i przestań pyskować. Chcę pogadać bo widzę, że cię gościu zdrowo wkurza. Jakby co to zawsze możesz do mnie podbijać, a ja się do niego przejdę i pokażę mu jak się poprawnie wyprowadza lewy sierpowy - śmieję się po słowach bruneta.
- Chyba się obejdzie.
- Jak chcesz, ale pamiętaj. Jakby co, to ja zawsze.
- Będę pamiętać, że ty zawsze - puszczam mu oczko.
- Jak już mi naopowiadałaś fanaberii, że cię to nie rusza to może teraz zaczniemy poważną rozmowę od serca? - świdruje mnie wzrokiem. Patrzę na niego opierając się biodrem o stolik.
- Jakich fanaberii?
- Aaada - wzdycha - Trochę się znamy i nie wciśniesz mi już kitu, że nic do niego nie czujesz.
- Nic. Do. Niego. Nie. Czuję - powiedziałam dobitnie.
- Powtórzysz mi to jak znów zaczniesz latać na wszystkie jego mecze w koszulce, którą od niego dostałaś? - pyta patrząc na mnie przenikliwie i unosząc przenikliwie brwi. Odpowiadam milczeniem. - Tak mi się też wydawało. - mruczy.
- Vit, odpuść. Po prostu odpuść. Nie zrozu...
- Ada, a czy ty rozumiesz? - wcina mi się w słowo. Milknę.
- Nie, ja też tego nie rozumiem. Nie rozumiem tej chorej sytuacji, nie rozumiem siebie, nie rozumiem zachowań Matteo, a tym bardziej jego samego. Nie rozumiem naszej relacji i kompletnie nie rozumiem nas - wyrzucam z siebie po dłuższej chwili.
- Nie można było tak od razu? - pyta łagodnie. Patrzę na niego zbolałym wzrokiem.
- Po prostu tego nie rozumiem. Po prostu nie rozumiem.
- Skoro nie rozumiesz to powiedz mi co ty jeszcze robisz w Modenie, bella? - zapytał opierając się łokciami o blat baru.
- Najlepsze jest w tym wszystkim to, że nie wiem - mruczę i stawiam krzesło na stoliku.
Wychodzimy z budynku, a Vit zamyka lokal. Jak zwykle odprowadza mnie pod blok, a potem się żegnamy. Wchodzę do budynku, a gdy dochodzę na swoje piętro widzę osobę siedzącą pod moimi drzwiami. Gdy tylko mnie zauważa od razu wstaje.
- Hej - wita się.
- Cześć - mówię cicho.
- Przyszedłem przeprosić za rano i przyniosłem wino. - wyciąga zza siebie butelkę.
- Czerwone? - pytam.
- Czerwone. Twoje ulubione - odpowiada uśmiechając się lekko.
- Właź - otwieram przed nim drzwi.
- Wiem dokładnie jak cię przekupić - mruczy składając pocałunek na mojej szyi gdy zamykam drzwi i ani się obejrzę jak kierujemy się do sypialni.
Znowu zrobił to samo. Znowu zerwał z "tą jedyną". Znowu do ciebie przyszedł. Znowu się pokłóciliście. Znowu cię przeprosił i znowu wylądowaliście razem w łóżku.
Po raz kolejny ta sama śpiewka, a mimo to, ty nie umiesz mu odmówić. Nie potrafisz. Uzależniłaś się od niego. To jest totalnie głupie, ale kiedy tylko zaczyna cię zachłannie całować wyłącza ci się myślenie i mogłabyś dla niego zrobić wszystko. O co by cię nie poprosił. On jest twoim narkotykiem. Twoim uzależnieniem. Nie możesz się od niego uwolnić bo wiesz, że to cię zgubi. Ale to też cię w końcu zgubi. Już powoli zaczyna. Gubisz się we własnym życiu, Ado.

---
Mała obsuwa. Chociaż w sumie, nie mówiłam kiedy miał być nowy więc nie ma obsuwy xD Miałam plan dodać w czwartek, ale przez trzy dni byłam zaabsorbowana tylko meczami w Krośnie więc plan nie wypalił.

Muszę się pochwalić, wybaczcie. Tak, widziałam Politechnikę, Resovie i Zenit na żywo :D Matta, Leona, Spirika też XD
Kiedy siatkarz idzie na zagrywkę, a trybuny same zaczynają klaskać to to się właśnie nazywa szacunek #PawełZagumny.
To chyba tyle ode mnie. Na dniach powinno się pojawić coś u Eleny
Pozdrawiam ;**