czwartek, 31 grudnia 2015

Prolog

Wybiegam z mieszkania jak zwykle spóźniona. Tak to już jest jak urządzam sobie popołudniowe drzemki. Zwykle nie wychodzę na tym za dobrze. Zwykle znaczy w tym wypadku zawsze. Przemierzam ulice Modeny szybkim marszem, a po 15 minutach jestem już w barze. Wchodzę od tyłu i zawiązuje wokół bioder biały fartuszek po czym związuję jeszcze włosy w kucyka i wkraczam za bar.
- Jak zwykle spóźniona - wita mnie, jak zwykle trafnym stwierdzeniem Vit, wycierając szklanki.
- Jak zwykle kontroluje zegarek - ripostuję i podchodzę do niego dając szybkiego buziaka w policzek.
- Znowu urządziłaś sobie popołudniową drzemkę.
- To było pytanie, czy już całkiem stwierdzasz? A poza tym co ci do tego? - fuczę, a on się śmieje.
- Kompletnie nic - próbuje ukryć uśmiech i pociera palcem wskazującym i kciukiem nos. - I tak, to było już stwierdzenie.
- Lepiej zajmij się klientkami - uderzam go ścierką w ramię.
- Au - powiedział pretensjonalnie pocierając "obolałe" miejsce.
- Żebyś się nie popłakał - przewracam oczami i zaczynam szykować drinka dla mężczyzny, który właśnie usiadł przy barze, a potem mu go podaję i przyjmuję zapłatę.
- Alice dzisiaj będzie? - pytam patrząc z ukosa na Vita.
- Była umówiona z Orazio i z tego co wiem to jutro przybędzie pochwalić ci się nową biżuterią - mówi opierając się o kontuar. Moje oczy momentalnie się rozszerzają.
- Co ty. Serio? - pytam, a on kiwa głową. - No to wspaniale - uśmiecham się szeroko. - Cudownie wręcz. Są cudowną parą.
- Owszem - przytakuje. - Tak szybko dorastają - ociera wyimaginowaną łzę spod oka - nim się obejrzysz będziesz chrzestną matką.
- Żebyś ty ojcem chrzestnym nie został jak się twoja siostrunia hajtnie.
- Chyba nie obarczy mnie tak dużą odpowiedzialnością, jak myślisz? - przekrzywia głowę.
- No masz racje, jednak nie. Faktycznie jesteś jeszcze za głupi.
- Odezwała się mądra - naburmusza się i patrzy na mnie spod byka.
- Co to za pogaduszki? Nie dość, że mi się jedna zwolniła na wieczór to jeszcze mi się barman zdublował. - pojawił się obok nas Salvatore, szef baru. - Już mi pozbierać naczynia ze stolików. Natychmiast.
- Nie bój żabci zaraz wszystko będzie w zlewie, szefunciu - zasalutowałam.
- Adriana, ty to już lepiej nie przeginaj. - Grozi mi palcem. - Mówiłem tyle razy żebyś nie ważyła się mnie tak nazywać.
- Wolisz Salvi? - śmieję się.
- Wolę – odpowiada ze śmiechem i odchodzi a my posyłamy sobie uśmiechy.
O północy razem z Vitem zamykamy główne drzwi, ściągamy fartuchy i wychodzimy tyłem. Jest dość zimno więc narzucam na siebie bluzę, którą zawsze mam w szafce w barze. Idziemy nie odzywając się, ale nie przeszkadza nam ta cisza bo już wygadaliśmy się w pracy.
Zatrzymujemy się dopiero przed moim blokiem.
- Dobrej nocy, Ada - uśmiecha się lekko.
- Dobrej nocy - odpowiadam.
- Wyśpij się w nocy to nie spóźnisz się wieczorem.
- Ha, ha, ha. Jak twoim zdaniem mam się wyspać kiedy nie mam żaluzji w sypialni i słońce przed ósmą już mnie budzi?
- Śpij na kanapie. - wzrusza ramionami mówiąc to tak jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
- Kanapę zostawiam tobie. - puszczam mu oczko.
- Mam nadzieję, że więcej nie będę musiał tam spać - odpowiada trochę poważniejąc.
- Ja też mam taką nadzieję.
- Ale może faktycznie śpij w sypialni. Kanapa jest niewygodna - mówi gdy przytula mnie na pożegnanie - Do wieczora, dobranoc - robi krok w tył.
- Dobranoc - rzucam i wchodzę do budynku.
----
Na początku miało się dziać w Maceracie, a głównym bohaterem miał być Jiri Kovar, ale, że tego bloga pisałam po nocach to potem zmieniłam go na Lucę Vettoriego co w następnym rozdziale zmieniłam bo nie wiedziałam jak odmienia jego imię. Co ma być np. "widzę auto Luci" czy" widzę auto Luki: XD. Takim oto sposobem pojawił mi się tutaj Bruno, który pasował mi tu przez długi czas, ale dałam to do przeczytania Podjaranej i tak oto pojawił się tu jednak Matteo. Nagięłam trochę rzeczywistość bo gdzieś później pojawi się, że gra on w Modenie od 5 lat. Ale to później. Sam Matteo pojawi się w jedynce :)
Do następnego.