To już
drugi miesiąc odkąd mieszkam w Crotone. Wróciłam do babci, która bardzo się
ucieszyła. Najpierw bardzo wypytywała co się stało, że wróciłam, ale po kilku
dniach odpuściła stwierdzając pewnie, że i
tak niczego się nie dowie.
Crotone to piękne miasto, ale niestety nie będzie mi się kojarzyło zbyt dobrze
bo spotkało mnie tu jeszcze coś gorszego niż Matteo w Modenie. Czy wszędzie
gdzie pojadę muszą czekać na mnie jakieś okropności? Naprawdę tego nie
rozumiem. Co ja takiego w życiu zrobiłam, że teraz mnie tak okrutnie karze?
Czym zawiniłam? Przecież nikogo nie zabiłam, nic nie ukradłam, ani nie
wyjawiłam wielkiej tajemnicy państwowej wywołując wojnę.
Nie ma dnia żebym nie myślała o Alice, Vicie, Orazio czy Salvatore i barze. Ale
przede wszystkim nie ma dnia żebym nie myślała o Matto choć po dwóch miesiącach
powinnam się już jakoś ogarnąć, a mimo to nadal jest tak samo źle jak na
początku.
Jestem ciekawa czy w ogóle zauważył, że mnie nie ma. Alice o Piano nawet nie
pytam bo zauważyłam, że to teraz taki punkt zapalny, zwłaszcza, że szatynka
bardzo się o mnie martwi i prawie codziennie dzwoni, a jak nie zadzwoni lub nie
odbierze telefonu jednego dnia to potem po tysiąckroć mnie za to przeprasza.
Naprawdę się cieszę, że mam takich przyjaciół. Vit za to cieszy się ogromnie,
że wyjechałam bo jest na sto procent przekonany, że zmiana otoczenia, życia i
atmosfery, na jakiś czas, dobrze mi zrobi. Uważał również, że o Matteo szybko
zapomnę, a tak się nie stało więc nie wiem czy mam mu wierzyć czy nie.
- Aduś, kochanie! – słyszę wołanie babci z dołu więc zeskakuję z parapetu w pokoju, który zajmuję podczas
pobytu tutaj i schodzę po schodach.
- Słucham babciu – wchodzę do kuchni gdzie stoi starsza kobieta zalewająca
torebkę herbaty.
- Chcesz herbatki? – pyta. – Grejpfrutowo-pomarańczowa, twoja ulubiooona? –
uśmiecha się potrząsając pudełkiem z torebkami herbaty.
- Skoro moja ulubiona, to poproszę. – siadam przy stole.
- Może siądziemy przy kominku? -
proponuje.
- To ty usiądź, a ja przyniosę nam herbaty i ciasta – mówię. – Idź siadaj –
powtarzam zanim kobieta zdąży mi się sprzeciwić. – Babciu, nie możesz się tak
przemęczać, nie masz 15 lat.
- Ty też nie – słusznie zauważa.
- Ale wystarczająco, aby zanieść za ciebie tacę i nie rozchlapać niczego po
drodze. Za minutę siedzę obok ciebie – rzucam i wyjmuję z szafki tackę, a staruszka
wychodzi. Co ja z nią mam, to niepojęte.
2 minuty później siadam obok babci na dużym fotelu i razem patrzymy na tańczące
płomyki ognia.
- Skoro już siedzisz u mnie dwa miesiące to może raczysz mi wreszcie powiedzieć
co się stało? – upija łyk napoju i wbija we mnie przenikliwy wzrok znad grubych
okularów.
- Co się miało stać? Nic się nie stało. – wzruszam ramionami.
- Czy ty mnie masz za jakąś zgrzybiałą staruchę z Alzhaimerem? Przez 4 lata nie
było mowy żebyś się przeprowadziła z Modeny, a teraz nagle ni z tego ni z owego
przyjeżdżasz. Cała blada, wychudzona, zmęczona i smutna.
- Babciu to bardzo skomplikowana sprawa….
- Mamy czas, wnusiu. Mamy czas. Opowiedz wszystko. Wypłacz się, wykrzycz czy co
ci tam jeszcze przyjdzie do głowy, hm? Naprawdę będzie ci lżej. Co myślisz?
Wzdycham i nagle z moich ust wypływa słowotok, którego żadnym sposobem nie da
się zatrzymać. Może się nie da, a może po prostu nie powinno się dać? Skoro
faktycznie tak strasznie mi to ciąży to może najwyższy czas opowiedzieć o tym
bliskiej osobie. Z każdym kolejnym słowem, zdaniem, schodziło ze mnie
zmęczenie, przygnębienie, smutek i czułam się coraz lżej i lepiej.
Kiedy kończę babcia obejmuje mnie mocno ramieniem i głaszcze po głowie. Nawet
nie płaczę, dziwnie nie mam teraz na to ochoty.
- Nie rozumiem jednego – zaczyna, a ja siadam prosto. – Dlaczego nie powiesz mu
co czujesz?
- No przecież ci już mówiłam, że jesteśmy z dwóch innych…
- Nie złotko, nie jesteście. To tobie się tak wydaje i tak jest tylko i
wyłącznie w twojej głowie. –puka palcem
w swoją skroń - Ubzdurałaś sobie coś, że siatkarz nie może się zakochać w
zwykłej dziewczynie, a wyłącznie w jakiejś modelce, aktorce czy piosenkarce i
cały czas się to za tobą ciągnie. Ty sama stwarzasz sobie powody, dlaczego nie
możesz być szczęśliwa. – wbija mi palec w klatkę piersiową. – Wiem, że ciężko
jest ci myśleć, że skoro nie masz rodziców, którzy przecież mimo wszystko cały
czas patrzą na ciebie z góry i dopingują cię w tym co robisz, to taki Matteo Piano może być twoim chłopakiem. Przecież, na litość boską żyjecie na tym
samym świecie, a głupie gadanie, że on jest z innego niż ty to bzdury, które
wymyślasz bo tak jest ci łatwiej. Przez to co sobie gdzieś tam kiedyś
zakodowałaś w głowie, hamujesz sama siebie przed byciem szczęśliwą mimo, że
przecież szlag cię trafia gdy widzisz go z inną dziewczyną. No chyba coś tu
jest jednak nie tak. Facetom trzeba trochę wskazać drogę, pokierować ich
odrobinę. Przede wszystkim musisz zaryzykować. Przecież gdyby nie ryzyko twojej
matki ciebie dzisiaj najprawdopodobniej by tu nie było.
- Czyli co, mam do niego iść i powiedzieć coś w stylu „Cześć Matteo, kocham cię
najmocniej na świecie, ale nie mogłam się długo zdobyć żeby ci to powiedzieć
więc zwiałam. Wcześniej udawałam, że nie obchodzi mnie z kim się spotykasz, ale
tak naprawdę to mnie krew zalewa jak widzę cię z innymi dziewczynami”?
- Dokładnie tak.
- Chcesz żebym się totalnie wygłupiła? – prycham patrząc na nią spod byka –
Poza tym, to, że ja coś do niego czuje, nie znaczy
wcale, że on to odwzajemnia. – opatulam się ciaśniej kocem.
- Myślę, że jednak odwzajemnia – puszcza mi oczko uśmiechając się. – Trochę już
po tym świecie chodzę i wiele rzeczy widziałam, oraz jak już wiele razy było ci
dane zauważyć, znam się na ludziach moja droga.
- Babciu, możesz mi nie robić głupich nadziei? – burczę.
- Przecież ty ciągle żyłaś nadzieją, że któregoś dnia Matteo sam z siebie
przybiegnie do twych drzwi, zastuka i wyśpiewa ci miłosną serenadę.
- I właśnie dlatego mam już tego dość. Pozwolisz, że się przejdę. – wstaję z
fotela.
- Oczywiście, że pozwolę. – rzuca z lekkim uśmiechem. – Ale nie wracaj póki
czegoś nie postanowisz.
Ubieram kurtkę,
buty, opatulam się szalem i wychodzę. Jest przed godziną 20. Na zewnątrz jest
już ciemno, ale mimo to mam ochotę przejść się w rześkim powietrzu i przemyśleć
to co powiedziała mi babcia.
Naprawdę sama sobie stwarzam powody, dla którym nie mogę być szczęśliwa? Może faktycznie
trzeba było ryzykować już dawno. Gdyby mnie olał to najwyżej zamieszkałabym na
stałe w Crotone i tutaj umierałabym w spokoju i ciszy, a tak to te dwa miesiące
nic mi praktycznie nie dały. Ani miłości, ani szczęścia, ani przyjaźni, ani
niczego poza pogłębieniem relacji z babcią. Ogólnie rzecz ujmując w dwóch
słowach: zmarnowałam, dwa miesiące życia podczas, których mogłam cały czas
zarabiać na spełnianie swoich marzeń.
- Ada? – słyszę głos za plecami. Nieruchomieje. – To ty? – odwracam się przodem
do zaczepiającego mnie osobnika.
- Tak, to ja.
- Co ty tutaj robisz? Jak dobrze cię widzieć – uśmiecha się Luca i przytula
mnie.
- Też się cieszę – mówię.
- Czemu tak nagle zniknęłaś?
- Miałam swoje powody. – odpowiadam wymijająco.
- Tutaj teraz mieszkasz?
- Owszem. – zapada chwilowa cisza. Vettori patrzy na mnie, a ja spuszczam wzrok
na czubki swoich butów.
- Powinnaś wracać. – stwierdza patrząc na mnie badawczo.
- Tu jest mi dobrze – burczę w kołnierzyk kurtki nie unosząc wzroku.
- Ada, naprawdę, powinnaś wrócić do Modeny. – urywa na chwilę. – Matteo za tobą tęskni. On nie ma pojęcia gdzie ty jesteś. Twierdzi, jest powodem twojego
wyjazdu. – teraz dopiero na niego patrzę. – Czyli to przez niego? – patrzy na
mnie wyczekująco i robi krok w przód. Znajduje się jakiś metr ode mnie. – Ada?
To przez niego? – patrzę mu w oczy. Moje są zaszklone, jego smutne. – Tyle razy
mu mówiłem żeby przestał tak robić. Musiał cię tyle razy zranić – przejeżdża
dłonią po moim policzku, a ja przysuwam twarz do jego ręki. Ten mały gest był
taki przyjemny. Chciałabym go doświadczać częściej. Codziennie.
- Luca, przytul mnie. Proszę – mówię łamiącym się głosem. Nie mam pojęcia co
się ze mną dzieję. Siatkarz nie mówiąc słowa przyciąga mnie do siebie i zamyka
w szczelnym uścisku. Całuje mnie delikatnie w czubek głowy po czym kładzie na
niej swój podbródek i głaszcze moje plecy.
Nie mam pojęcia ile tak stoimy, ale jest to bardzo przyjemne. Tak bardzo
chciałabym żeby na miejscu atakującego był środkowy.
W końcu lekko się od niego odsuwam.
- To co, mała, wracasz do Modeny? – pyta leciutko się uśmiechając.
- Wracam. – kolejna spontaniczna decyzja w moim życiu.
- Cieszę się. On naprawdę ci potrzebuje.
- Powiedział ci to? – pytam z nadzieją.
- Wiesz, że on by nigdy czegoś takiego nie powiedział. Mówię to co widzę.
Przecież zerwaniem z kolejną dziewczyną by się tak nie przejął. Czasem miałem
takie wrażenie, że on spotyka się z innymi tylko po to żeby cię wkurzyć.
- On wkurza mnie przez cały czas. – mruczę. – Naprawdę jest z nim źle? – szepczę.
- Jak wrócisz na pewno szybko wróci do siebie. – uśmiecha się – Chodź, odprowadzę
cię. – mówi.
- Poradzę sobie.
- Odprowadzę cię – powtarza i obejmuje mnie ramieniem po czym kierujemy się w
stronę domu babci.
- Dziękuję. – odzywam się kiedy stoimy prze furtką.
- Za co? –dziwi się.
- Za pomoc w podjęciu decyzji – uśmiecham się lekko.
- Nie ma za co. Na mnie zawsze możesz liczyć. Do zobaczenia w Modenie – daje m
całusa w policzek i odwraca się by odejść.
- Luca?
- Tak? – odwraca się.
- Nie mów Matteo, że mnie spotkałeś, ani, że wiesz gdzie jestem. Nic mu nie mów.
- Nie powiem jeżeli nie chcesz. Możesz być spokojna. Dobranoc – żegna się i
odchodzi.
---
No.. To wracamy do Modeny :) Jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału, nam nadzieję, ze wam też się spodoba ;)
101 na zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com
5 na nie-ryzykujesz-nie-wygrywasz.blogspot.com
Do następnego, pozdrawiam ;**
czwartek, 18 lutego 2016
poniedziałek, 8 lutego 2016
Specyficzność czwarta
Perspektywa Matteo
Po kilku dniach Luiza zaczyna mi się nudzić. Jest taka sama jak wszystkie poprzednie. Cały czas tylko mi potakuje, zgadza się na wszystko jakby nie miała własnego zdania. Coraz częściej zaczynam faktycznie myśleć, że Ada miała rację mówiąc mi, że te wszystkie dziewczyny chcą tylko pobyć chwilę „na slonach” co przecież w związku z siatkarzem jest raczej trudno bo nikt nas tutaj na żadne ścianki do pozowania nie zaprasza. Zaczyna mi brakować jakiejś sprzeczki po której mógłbym trzasnąć drzwiami, a ona krzyknęłaby „Oczywiście! Rozpierdol drzwi kretynie! Przecież stać mnie na nowe!” Chyba myślała, że tego nie słyszę, ale zawsze stoję jeszcze kilka sekund pod drzwiami i słucham jak wściekła mnie wyzywa. Chce mi się wtedy śmiać bo gdy jest zdenerwowana to robi się bardzo urocza.
Po treningu wsiadam w swoje wypasione auto i jadę pod blok Brasi. Wychodzę z pojazdu i wkraczam do budynku. Dzwonię do jej mieszkania kilkanaście razy i wtedy zerkam na zegarek. Jest po 12, powinna być przecież jeszcze w domu.
- Szuka pan, pani Adrianny? – pyta starszy pan stający przy drzwiach obok.
- Tak. – odpowiadam.
- Od kilku dni jej już nie widziałem. – przekręca klucz w swoim drzwiach. – Jedna sąsiadka mówiła, że widziała jak wychodziła stąd z walizką.
- Z walizką? – dziwię się. Jaką walizką do cholery? - Dziękuję za informację, miłego dnia. – mówię.
- Nawzajem – odpowiada staruszek i wchodzi do mieszkania, a ja zbiegam po schodach i wychodzę z budynku. Wsiadam w samochód i szybko jadę pod bar, w którym pracowała. Wbiegam do środka. Nie ma prawie nikogo. Od razu przy barze widzę Alice, jej przyjaciółkę. Szybko do niej podchodzę.
- Gdzie jest Ada? – pytam zdenerwowany. Ona podnosi zdezorientowana wzrok. – Gdzie Ada? – powtarzam.
- Skąd niby mam to wiedzieć?
- Bo się przyjaźnicie? – prycham.
- Wy podobno też – krzyżuje ręce na klatce piersiowej. Ignoruję to zdanie.
- Sąsiedzi mówią, że widzieli jak wychodziła z bloku z walizką. O co chodzi do cholery? – syczę.
- No to może do niej zadzwoń – ironizuje. – Założę się, że dopiero sobie o niej przypomniałeś, a jej nie ma już od ponad tygodnia. Brawo, wspaniały z ciebie „przyjaciel”. A gdybyś był domyślny to wiedziałbyś dlaczego wyjechała – warczy wściekła.
- Jak widać nie jestem.
- Jak widać! – nie wytrzymuje i krzyczy wyrzucając ręce do góry. – Na maksa mnie wkurwiasz Piano. Na maksa. – cedzi przez zęby. – Tolerowałam cię tylko dlatego, że Ada się z tobą przyjaźniła. Jesteś wkurwiającym zapatrzonym tylko w siebie egocentrycznym dupkiem, który uważa, że wszyscy mają wokół ciebie skakać i być na każde skinienie. Niestety nie każdy chce być traktowany jak rzecz, po którą można sobie sięgnąć kiedy się zapragnie, a kiedy nie ma się już ochoty to odłożyć na półkę. Nienawidzę cię za to jaki jesteś i za to co zrobiłeś. To przez ciebie kretynie Ada wyjechała. Myślisz, że fajnie być tak traktowanym jak ty z nią postępowałeś? Myślisz, że tak jest fajnie?! Postaw się na jej miejscu. Ona wytrzymała tak 4 lata. 4 pieprzone lata. Cud, że wcześniej nie uciekła. Lepiej zostaw ją w spokoju bo jak się dowiem, że ją znalazłeś to marny twój los. Ona ma do ciebie o tobie zapomnieć. Zapomnieć, że kiedyś znała takiego kogoś jak Matteo Piano. Rozumiesz? Zostaw ją w spokoju. – rzuca ścierką na blat i znika na zapleczu.
Stoję jeszcze dłuższą chwilę w miejscu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Lepiej będzie zapaść się pod ziemię czy może od razu strzelić sobie w łeb?
Odrętwiałym krokiem wychodzę z baru i wsiadam do samochodu. Jadę do domu po czym gdy już się tam znajduję rzucam się na kanapę i podkładam ręce pod głowę.
Ona naprawdę przeze mnie wyjechała? Jak mogłem coś takiego zrobić? Co za kretyn ze mnie. Dopiero kiedy wyjechała uświadomiłem sobie jak podle ją traktowałem. Jestem skończonym sukinsynem. Alice ma rację. Cud, że Ada nie wyjechała wcześniej. Ona tak kochała to miasto, a teraz kojarzyć się jej będzie tylko z wylanymi przeze mnie łzami i zmarnowanymi latami. Ja chyba nie wytrzymałbym nawet roku w takiej sytuacji w jakiej ja ją stawiałem przez tyle czasu. Czy ja naprawdę muszę być takim dupkiem?
Teraz dopiero dociera do mnie, że cały czas dawałem jej nadzieje na coś poważniejszego między nami, a potem wyskakiwałem z jakąś nową laską. Nawet nie mogę się doliczyć ile razy w ten sposób musiałem złamać jej serce. Luiza była chyba ostatnim razem… Tylko skąd ona się o niej dowiedziała. Przecież poznaliśmy się dzień przed meczem… Mecz. Musiała być na meczu i widzieć jak się całujemy. Piano ty idioto. Straciłeś właśnie najwspanialszą przyjaciółkę na ziemi. Chyba nieodwracalnie.
Powinienem jej szukać i przeprosić czy pozwolić zapomnieć jak mówiła Alice? Najlepiej chyba będzie jeśli już nic nie będę robił bo ostatnio wychodzi mi to wyjątkowo źle.
----
No to jest takie cuś z perspektywy Matteo. Następny rozdział pewnie gdzieś w przyszłym tygodniu :)
Pozdrawiam ;**
Po kilku dniach Luiza zaczyna mi się nudzić. Jest taka sama jak wszystkie poprzednie. Cały czas tylko mi potakuje, zgadza się na wszystko jakby nie miała własnego zdania. Coraz częściej zaczynam faktycznie myśleć, że Ada miała rację mówiąc mi, że te wszystkie dziewczyny chcą tylko pobyć chwilę „na slonach” co przecież w związku z siatkarzem jest raczej trudno bo nikt nas tutaj na żadne ścianki do pozowania nie zaprasza. Zaczyna mi brakować jakiejś sprzeczki po której mógłbym trzasnąć drzwiami, a ona krzyknęłaby „Oczywiście! Rozpierdol drzwi kretynie! Przecież stać mnie na nowe!” Chyba myślała, że tego nie słyszę, ale zawsze stoję jeszcze kilka sekund pod drzwiami i słucham jak wściekła mnie wyzywa. Chce mi się wtedy śmiać bo gdy jest zdenerwowana to robi się bardzo urocza.
Po treningu wsiadam w swoje wypasione auto i jadę pod blok Brasi. Wychodzę z pojazdu i wkraczam do budynku. Dzwonię do jej mieszkania kilkanaście razy i wtedy zerkam na zegarek. Jest po 12, powinna być przecież jeszcze w domu.
- Szuka pan, pani Adrianny? – pyta starszy pan stający przy drzwiach obok.
- Tak. – odpowiadam.
- Od kilku dni jej już nie widziałem. – przekręca klucz w swoim drzwiach. – Jedna sąsiadka mówiła, że widziała jak wychodziła stąd z walizką.
- Z walizką? – dziwię się. Jaką walizką do cholery? - Dziękuję za informację, miłego dnia. – mówię.
- Nawzajem – odpowiada staruszek i wchodzi do mieszkania, a ja zbiegam po schodach i wychodzę z budynku. Wsiadam w samochód i szybko jadę pod bar, w którym pracowała. Wbiegam do środka. Nie ma prawie nikogo. Od razu przy barze widzę Alice, jej przyjaciółkę. Szybko do niej podchodzę.
- Gdzie jest Ada? – pytam zdenerwowany. Ona podnosi zdezorientowana wzrok. – Gdzie Ada? – powtarzam.
- Skąd niby mam to wiedzieć?
- Bo się przyjaźnicie? – prycham.
- Wy podobno też – krzyżuje ręce na klatce piersiowej. Ignoruję to zdanie.
- Sąsiedzi mówią, że widzieli jak wychodziła z bloku z walizką. O co chodzi do cholery? – syczę.
- No to może do niej zadzwoń – ironizuje. – Założę się, że dopiero sobie o niej przypomniałeś, a jej nie ma już od ponad tygodnia. Brawo, wspaniały z ciebie „przyjaciel”. A gdybyś był domyślny to wiedziałbyś dlaczego wyjechała – warczy wściekła.
- Jak widać nie jestem.
- Jak widać! – nie wytrzymuje i krzyczy wyrzucając ręce do góry. – Na maksa mnie wkurwiasz Piano. Na maksa. – cedzi przez zęby. – Tolerowałam cię tylko dlatego, że Ada się z tobą przyjaźniła. Jesteś wkurwiającym zapatrzonym tylko w siebie egocentrycznym dupkiem, który uważa, że wszyscy mają wokół ciebie skakać i być na każde skinienie. Niestety nie każdy chce być traktowany jak rzecz, po którą można sobie sięgnąć kiedy się zapragnie, a kiedy nie ma się już ochoty to odłożyć na półkę. Nienawidzę cię za to jaki jesteś i za to co zrobiłeś. To przez ciebie kretynie Ada wyjechała. Myślisz, że fajnie być tak traktowanym jak ty z nią postępowałeś? Myślisz, że tak jest fajnie?! Postaw się na jej miejscu. Ona wytrzymała tak 4 lata. 4 pieprzone lata. Cud, że wcześniej nie uciekła. Lepiej zostaw ją w spokoju bo jak się dowiem, że ją znalazłeś to marny twój los. Ona ma do ciebie o tobie zapomnieć. Zapomnieć, że kiedyś znała takiego kogoś jak Matteo Piano. Rozumiesz? Zostaw ją w spokoju. – rzuca ścierką na blat i znika na zapleczu.
Stoję jeszcze dłuższą chwilę w miejscu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Lepiej będzie zapaść się pod ziemię czy może od razu strzelić sobie w łeb?
Odrętwiałym krokiem wychodzę z baru i wsiadam do samochodu. Jadę do domu po czym gdy już się tam znajduję rzucam się na kanapę i podkładam ręce pod głowę.
Ona naprawdę przeze mnie wyjechała? Jak mogłem coś takiego zrobić? Co za kretyn ze mnie. Dopiero kiedy wyjechała uświadomiłem sobie jak podle ją traktowałem. Jestem skończonym sukinsynem. Alice ma rację. Cud, że Ada nie wyjechała wcześniej. Ona tak kochała to miasto, a teraz kojarzyć się jej będzie tylko z wylanymi przeze mnie łzami i zmarnowanymi latami. Ja chyba nie wytrzymałbym nawet roku w takiej sytuacji w jakiej ja ją stawiałem przez tyle czasu. Czy ja naprawdę muszę być takim dupkiem?
Teraz dopiero dociera do mnie, że cały czas dawałem jej nadzieje na coś poważniejszego między nami, a potem wyskakiwałem z jakąś nową laską. Nawet nie mogę się doliczyć ile razy w ten sposób musiałem złamać jej serce. Luiza była chyba ostatnim razem… Tylko skąd ona się o niej dowiedziała. Przecież poznaliśmy się dzień przed meczem… Mecz. Musiała być na meczu i widzieć jak się całujemy. Piano ty idioto. Straciłeś właśnie najwspanialszą przyjaciółkę na ziemi. Chyba nieodwracalnie.
Powinienem jej szukać i przeprosić czy pozwolić zapomnieć jak mówiła Alice? Najlepiej chyba będzie jeśli już nic nie będę robił bo ostatnio wychodzi mi to wyjątkowo źle.
----
No to jest takie cuś z perspektywy Matteo. Następny rozdział pewnie gdzieś w przyszłym tygodniu :)
Pozdrawiam ;**
Subskrybuj:
Posty (Atom)